wtorek, 19 maja 2015

Bałkańska majówka cz.2- Chorwacja- rozne strefy klimatyczne (2015)

Jedziemy dalej w strone palacyku w Bosilijevie. Po drodze przystanek- pekara. Od naszych piekarni owe przybytki roznia sie tym ze do zakupionej bułeczki mozna nabyc kawe i wypic ją na miejscu przy specjalnie w tym celu przygotowanych stolikach. Nie wiem co mi sie stalo ale na tym wyjezdzie mam wybitnego smaka na kawe. Zawsze ten napoj mnie obrzydzal i wogole mi nie sluzyl a tu nagle taka odmiana. W kazdej “pekarze” wiec nie wylamuje sie i z reszta ekipy wypijam grzecznie kawe. Dzis jedziemy calkiem bocznymi drogami wiec jest okazja napatrzyc sie na fajna zabudowe malych nieturystycznych wiosek gdzie zwykle malo kto z niemiejscowych zaglada. Sporo tu drewnianych domkow o malowniczych balkonikach i werandach. Zwracaja tez uwage dziwne szopy- jakby kurniki na kurzej stopce, waskie u dolu, u gory sie rozszerzajace. To ponoc sluzy do magazynowania kukurydzy.




Jest goraco, duszno, parno, zupelnie niekwietniowo. Chyba bedzie jakas zlewa… Łażące po horyzoncie czarne chmury zdaja sie ta teze potwierdzac. Nasz zameczek niestety zmienil sie przez ostatnie 3 lata (sprzed tylu pochodzily zdjecia ktore ogladalam). Obecnie jest zamkniety i to bardzo szczelnie. Pozostaje wiec go obejsc i obejrzec chociaz z zewnatrz. Od tylu dopiero widac jaki to jest ogromny budynek! nie malutki palacyk ale potezna twierdza opadajaca kamiennymi scianami do rzecznego wawozu! Calosc jest zjadana przez wyjatkowo bujna roslinnosc- liany, pnacza i kwiaty. W porownaniu z mijanymi wczesniej miejscacmi tu wegetacja roslin jest jakby przyspieszona- jakbysmy nagle znalezli sie na czerwcowych łąkach!













Dostajemy sms od Krwawego ze nie dojechali na Guslice- na drodze lezy zbyt duzo rozmieklego sniegu i auto sie zapada. No coz- skoro range nie dal rady przejechac to postanawiamy sie tam nie ładowac skodusia. Choc kto wie? ;) jest duzo lzejsza! no i mamy dechy! :P Jedziemy wiec prosto na Gumance. Sa to gorskie tereny na granicy ze Slowenia. Gory te sa dzikie, puste, pelne tablic o misiakach.

Tutaj wiosna jeszcze nie zawitala na dobre. Widac liczne łachy sniegu, niesmialo przebijajace przez zwiedla trawe pierwsze kwiatki, gdzieniegdzie dopiero zielenieja pierwsze listki na drzewach. Widokow nie ma specjalnych, wszystko spowija mgla i chmury z ktorych od czasu do czasu polewa.




Na dosc pustej drodze o dziwo spotykamy jakies auto. To wracajaca ekipa Krwawego. Zadna z miejscowek nie przypadla im na tyle do gustu aby tam zostac na noc. Umawiamy sie wiec na wieczor nad morzem i ruszamy w przeciwne strony.


W gorach jest betonowy tunelik

i fort. Przy forcie zwraca uwage dziwna dosyc rozlegla rozpadlina. Ciezko ocenic czy to samoistne zapadlisko czy lej po bombie ;) Na dnie stoi woda. Po drugiej stronie dziury tez widac jakies ruiny.





W forcie w niezawalonych pomieszczeniach ktos magazynuje siano. Sa tez ukryte krzesla, stoliki. Pewnie jakby lepiej poszukal to by i jakas flaszka spod siana wyszla.

Miejsce moze i dogodne byloby na nocleg gdyby pogoda byla lepsza. A tu siapi i potworne zimno ciagnie od sniegowych platow. Nic tu po nas… Moze nad morzem bedzie ladniej? Mijamy Rijeke- wielkie, paskudne, ruchliwe miasto. Potem wjezdzamy na wyspe Krk, niedlugim acz drogim mostem. Chyba z 30zl chcieli za przejazd. Toz to zdzierstwo! za mosty placic??? Niemile odczucia lagodza widoki na okolice

kolo Rijeki znajduje sie jakis duzy kombinat!

W jednej z nadmorskich miejscowosci szukamy hotelu Haludovo. Brzeg morza obstawiony zwarta zabudowa a i pogoda sie psuje wiec warto by gdzies dzis kimnac pod dachem. Ze znalezionych opisow obiekt ten powinien sprostac naszym wymaganiom odnosnie miejsc noclegowych. Hotel Haludovo zostal zbudowany w latach 70tych przez amerykanskiego biznesmena ktoremu zamarzylo sie prawdziwe kasyno po tej stronie zelaznej kurtyny. Zainwestowal w pieciogwiazdkowy kompleks hotelowy 45 milionów dolarów. Byly baseny, fontanny, wiszace ogrody. Zabawialy sie tu osobistosci ze swiata polityki, zarowno z zachodniej Europy, Ameryki jak i krajow arabskich. Kasyno zbankrutowalo rok po otwarciu, okazalo sie przeinwestowane i nijak nie moglo sie zwrocic. Budynek dzialal jeszcze 20 lat jako hotel robotniczy. Po wojnie w latach 90 tych zostal definitywnie zamkniety. Tak wygladal w czasach swojej swietnosci:

(zdjecie znalezione w necie, ze strony: http://www.whitemad.pl/martwy-luksus-nadmorskie-kurorty-w-bulgarii-i-chorwacji-niegdys-pelne-ludzi-dzis-porosniete-chaszczami/ Hotel rzeczywiscie jest ogromny. Kilka pieter pokoi, centralna sala gdzie chyba bylo slynne kasyno, dyskoteka, recepcja i informacja- stad wylatuje zdezorientowana jaskolka! Sala dyskoteki rozbrzmiewa dzwiekami jak z ptaszarni.







Teren wokol porasta roslinnosc o egzotycznym wygladzie i calkowicie mi nie znana z nazw. Wielu jej przedstawicieli nie ogranicza sie do pozostawania w ogrodzie a zaczyna sie wdzierac i do wnetrza hotelu.




Udaje mi sie uzbierac calkiem pokazna kolekcje nieznanych szyszek. Posadze w Kotach- moze cos z tego urosnie?



Wiekszosc pokoi, sal i korytarzy jest mocno zdemolowana, wszedzie zalega gruba warstwa szkla, w duzej czesci pochodzaca chyba z tluczonych luster. Pokoje z widokiem na morze sa czesto uprzatniete po wandalach, szklo jest zamiecione pod sniane, a resztki tapczanow rowno ustawione. Liczne nascienne podpisy i zwierzenia informuja ze obiekt nie stracil strategicznego znaczenia w turystyce- czesto nocuja tu autostopowicze z roznych czesci Europy. Mozemy przeanalizowac trase wyprawy holenderskiej grupy wloczegow albo wczuc sie w nieszczescia Saszy z Jekaterynburga ktory nie mial powodzenia u lokalnych dziewczat. Oczywiscie znajdujemy tez liczne wpisy rodakow, acz oni ograniczaja sie jedynie do podania swoich imion, dat, ostatecznie ulubionych lub znienawidznych druzyn pilkarskich. Zamiast klaustrofobicznych pokoi wybieramy na nocleg przestronne sale. Ziuta z Grzesiem rozlozyli sie w holu glownym przy windzie, Krwawy z ekipa wybrali kamienna wiate na samym brzegu morza. My lokujemy sie na polozonych wyzej balkonach, kiedys byly one chyba oszklone, ale pozostalo o tym tylko wspomnienie i gruba warstwa rumoszu na podlodze.

Idziemy na plaze. Skladamy odwiedziny biwakujacym we wiacie

po czym witamy sie z morzem. Dzis dosc chlodnym i slonym. Poki co udaje sie nie wdepnac w jezowca.

W nocy zaczyna solidnie lac, cieszymy sie wiec z dachu i suchych namiotow. Nad ranem budzi mnie kwik- dzwiek straszny, jakby zarzynanego dziecka i to jeszcze tym tępym szklem ktore zalega wszystkie otaczajace nas podlogi. Zoladek podchodzi mi do gardla. A to tylko kotek! Tzn tak toperz powiedzial. Moze w pokoju obok leza jakies zmasakrowane zwloki- tego juz nie sprawdzalam… Rankiem pogoda nie lepsza, co chwile popaduje. Nie bedzie widoku z tarasu na blekit Adriatyku! Ale i tak idziemy nad morze. Cale przyhotelowe wybrzeze jest sympatyczne i zapomniane.

Pokruszony beton bulwarow, dogodne zejscie do wody, zabita dechami restauracja, podwodne schody o nieznanym przeznaczeniu z dalekiej przeszlosci.




Przychodzimy w sam czas! Mrowka wlasnie konczy gotowac zupe z jezowcow! Zawartosc menazki jest czarna, jakby rozpuscic farbke plakatowa.. W smaku tez ponoc srednio- na poczatku po prostu mocno zapodawala morzem, a po przyprawieniu smakuje wegetą ktora przycmila inne smaki :(


Wiadomo jednak ze jezowce sa przeciez jadalne! i cenione w niektorych galeziach kulinarnych! Juz po powrocie Mrowka znajduje przepis jak wlasciwie przyrzadzac owe stworzonko- nastepnym razem juz bedziemy bardzo madrzy! https://www.youtube.com/watch?v=eGixkoZwEUs Jako ze pogoda nie sprzyja biwakom w odkrytym terenie, ruszamy dzis znowu w strone miejsca gdzie bedziemy miec zapewniony dach nad glowa. Spora czesc trasy wypada wzdluz wybrzeza, pomiedzy Kratjevica a Senj.








Dalej zjezdzamy w gorskie drogi, zagubione , czesto wpolopuszczone przysiolki i coraz bardziej zachmurzone przelecze (trasa Senj- Otocac- Korenica- Prijeboj)





Przy drodze przewijaja sie stoiska z miodem i roznymi nalewkami gdzie poczyniamy troche zakupow. Sprzedawcy mowia calkiem dobrze po polsku.

W koncu wjezdzamy w waska asfaltowa droge wijacaca sie nad kanionem na ktorego dnie siedza Plitvickie Jeziora.



Zakrety przez lisciasty las zdaja sie nie miec konca. Takim sposobem docieramy do willi Tito. Była podobno zbudowana w latach 50-tych. Nazywana rowniez “Villa Izvor” lub “Object99”. Wnetrza byly wylozone drewnem dębowym i marmurem, byla tu kregielnia, kino i ogromny wewnetrzny dziedziniec. Tito odwiedzil to miejsce tylko kilka razy. W latach 80tych po smierci przywodcy nie znalazla nowego wlasciciela. Kamienny budynek z dodatkami drewna na pierwszy rzut oka przypomina mi stare gorskie schroniska-molochy pokroju np. Turbacza.



Z zewnatrz wszystko wyglada lepiej, w srodku jest juz duze spustoszenie. Wiele stropow juz runelo, inne przeciekaja na potege. Wiatr duje w wiszace wszedzie firanki, ktore przybieraja dziwne ksztalty. Co chwile sie gdzies otwiera okno lub slychac łup! drzwi walacych w przeciwlegla sciane.




Na dworze znow leje… I z godziny na godzine sila fali ulewy przybiera. Chcac dojsc do zostawionych przy drodze aut trzeba juz brodzic powyzej kostek. Jak tak dalej pojdzie to za pare dni Jeziora Plitvickie nas tutaj odwiedza ;) Rozkladamy namioty w bocznym pomieszczeniu, ktorego betonowe stropy wydaja sie byc najsolidniejsze i nie rokuja zawalaniem dzisiejszej nocy. Tu jest przynajmniej sucho- co nie znaczy zacisznie. Okna oczywiscie wszystkie rozbite wiec wiatr hula gdzie chce. Udaje sie znalezc kilka dykt ktorymi owe okna zaslaniamy.

Grzes twierdzi ze moze sie teraz troche poczuc jak radziecki sołdat na ziemiach odzyskanych- jak idzie sikac na marmurowe plyty albo jak odpalamy kuchenke na resztkach wykladziny pokrywajacej schody.. ;) Cos w tym jest.... Ziutka jak zwykle wlazi do piwnicy i dokonuje tam przeciekawego odkrycia! Za dziura wykuta w jednej ze scian jest drabinka, a dalej prawdziwa sztolnia!!! Tworzy ją ciąg mocno krecacych sie korytarzy- tak ze po trzecim zakrecie juz nie wiemy w jakim idziemy kierunku. Podziemia sa zamieszkiwane przez cmy, pajaki i nietoperze.










Sztolnia wyprowadza nas na powierzchnie, z dala od willi, zupelnie z drugiej strony wzgorza. U jej wylotu stoi kilka kamiennych budynkow.


Wyglada na to ze byla ona wyjsciem ewakuacyjnym dla towarzysza Tito w razie jakis problemow z normalnym opuszczeniem budynku przez glowne drzwi ;) Ranek wstaje cale szczescie pogodny. Wszystko jest skapane w wodzie, z wilgotnego lasu ciagnie chlod ale rozblyski slonca wywoluja natychmiastowy usmiech na wszystkich gebach! Ogladamy sobie dzis Jeziora Plitvickie z gory, z miejsca gdzie plynie rzeka Plitvica i tworzy sie najwieszy wodospad rezerwatu. W dole widac spore sznurki tuptajacych kladkami turystow. Tu na gorze nikt sie nie kreci i nie zmusza do nabywania biletow..







cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz