środa, 15 kwietnia 2015

Sudety - Trupina, Martwiec i "przedmiescia" Skalnych Miast (2015)

Nareszcie zrobila sie prawdziwa wiosna i temperatury nadajace sie do zycia. Nareszcie mozna pojechac w gory i zanocowac w jakims fajnym i przytulnym miejscu. Znow mozna spedzac wieczory wpatrujac sie w ogien, wsrod pohukiwan sów i szumu wiatru. Znow mozna budzic sie sluchajac swiergotu ptactwa i wychodzic na poranne kibelki w swiat skapany we mglach. Jakos przelecialy cztery paskudne, zimne i ciemne miesiace. I znowu swiat nabral zapachow. Znow jest normalnie. I jeszcze na dodatek trafia sie weekend na ktory nie psuje sie pogoda! Jakas kumulacja czy jak? :) W piatek meldujemy sie pod wiata w Łącznej ktora okazuje sie zajeta- okupuje ja spora grupa mlodziezy z Wałbrzycha. Z otwartego auta gra muzyka, jakis hiphop chyba, nie nasze klimaty. Jedziemy wiec do wiaty “opcja nr 2” czyli na granice. Tu jest pusto, ale chyba od niedawna- miejsce ogniskowe jest jeszcze pelne pelgajacego zaru. Rozpalamy wiec bez zapalek :) Wieczor mija sympatycznie.


Rano idac do kibelka (oczywiscie z aparatem pod pachą) podziwiam mgly wirujace nad polami i rozowawa łune budzacego sie dnia. Zapaly fotograficzne zaspokojone- mozna wiec zanurkowac w spiworek jeszcze na pare godzin!


Dzien wstaje sloneczny i cieply. Na tyle cieply ze przechodzi mi przez mysl “szkoda ze nie zabralam kapielowek”- a potem sobie przypominam ze nie ma jeszcze polowy kwietnia ;)


Dzisiejsza wycieczke zaczynamy od przeleczy Chełmskiej. Na granicy znajduje sie wiata- ktora wyglada zupelnie jak przystanek autobusowy.

Spod wiaty wspinamy sie granica w strone Okrzeszyna, na wzgorze oplecione mackami tysiecy korzeni.

Z mapy wynika ze cala trasa przebiega lasami i nie ma szans na zadne widoczki. Rzeczywistosc okazuje sie jednak inna- w lesie jest tyle wyrebow, przecinek i nowopowstalych polan ze panoramy na okoliczne wzgorza otwieraja sie co chwile. Widac w dole Chełmsko Slaskie i rude polacie pol rozciagajace sie nad miasteczkiem.





Widac tez zamglone i pelne jeszcze sniegu Karkonosze


Na naszej sciezce co chwile przewijaja sie graniczne slupki. Niektore z nich sa dosyc stare.

Jeden jest jakis calkiem dziwny.

Spotykamy tez drzewo ogrodzone plotkiem. Czemu akurat to? sposrod setek innych drzew nie wyroznia sie ani gatunkiem, ani wiekiem, ani ksztaltem. Czemu akurat to trafilo w zagrodke?

Inni przedstawiciele lasu rosna sobie swobodnie

Niektore nawet wypinaja kuper na caly otaczajacy ich swiat

Mijamy tez dwie gorki pelne skalek, noszace wdzieczne nazwy: Trupina i Martwiec. Gorki sa calkiem sympatyczne. Idziemy po spekanych blokach skalnych a pod nogami co chwile otwieraja sie glebokie szczeliny. Moze cos w nie wpadalo i zdychalo i stad te dziwne nazwy?







Wiosna juz w pelni- rozne stworzenia wygrzewaja sie do slonca



Dla urozmaicenia jest tez bagienko

i lesne jeziorko otoczone pionowymi skalami, jakby dawny minikamieniolom?



Wylazimy tez na wielka porebe gdzies nad Uniemyslem z ktorej roztaczaja sie widoki na puste doliny i gory (jakos tak wyszlo ze Uniemysl i Okrzeszyn schowaly sie za pagory i ich nie widac)


Po czeskiej stronie widac jakies miasteczko w okolicy Adrspachu.

Jest tez potencjalne miejsce noclegowe, acz raczej ilosc miejsca dogodna dla jednej osoby


Po drodze bylo tez drugie- tez jednoosobowe

Na mijanych kamieniach podpisy wojakow - pewnie sluzacych w strazy granicznej. Chyba im sie nudzilo na sluzbie- wyrycie takich napisow w skale nie bylo chyba ani latwe ani szybkie ;)


Wieczorem odwiedzamy znow nasza ulubiona wiatke- dzis nie mamy konkurencji!



Ze smutkiem jednak zauwazamy ze wiatka ucierpiala od ostatniego naszego pobytu w listopadzie. Zniknal plotek ktory skonczyl w ognisku.. Ale mniejsza nawet o plotek- jakis debil wyrwal tez i spalil jedna z nosnych belek przez co cala konstrukcja jest mocno nadwyrezona! (a okoliczny las naprawde obfituje w drewno!) Toperz postanawia naprawic wiate! Szuka wiec po lesie odpowiedniej beli, przycina ją na wlasciwa dlugosc i wkopuje. Sprawa jest mocno prowizoryczna ale cieszymy sie jak durni! :-D Wiatka tez jakby troche weselsza :)


Wieczorem odwiedza nas gruby kot i lis ktory sie nie boi ognia. Do ogniska wrzucamy duzo brzozy. Nie wiem czy wiosenna brzoza pelna soku ma taki aromat, ale ognisko zapodaje jakims takim slodkim dymem, jakby kto ciastka piekl! Jeden pieczony ziemniak tez przesiakl wlasnie tym smakiem i jest … dziwny!





Niedzielnym rankiem (no dobra, jak konczymy sniadanie to jest kolo poludnia) wybieramy sie na czeska strone, do wsi Libna ktora fajnie wyglada z mapy tzn tak jakby jej prawie nie bylo. Rzeczywistosc okazuje sie jeszcze fajniejsza- nie ma nawet asfaltu ktory jest na mapie.



Uzywanych zabudowan sa chyba trzy. W jednym jest pusto, w drugim sa konie i krowy a w ostatnim “dzikie dzieci”. Jest ich okolo szesciorga, w wieku gdzies od 2 do 5 lat. Na widok skodusi zaczynaja za nia biec a jak potem ide kawalek pieszo to wieszaja mi sie na rekawach, nogawkach, torbie z aparatu i cos wszystkie szczebioca ale zupelnie ich nie rozumiem. Czuje sie troche nieswojo bedac glowna atrakcja slonecznego popoludnia w Libnej… O tym ze wies byla kiedys wieksza swiadcza rozsiane gdzieniegdzie opuszczone domy. Zwracaja uwage tez dziwne urzadzenia przy drutach, ktore wyglada jak pająk albo grabie


Wiecej niz domow jest wszelakich krzyzy przydroznych, figur i pomnikow, mniej lub bardziej nadgryzionych przez czas…








Mozna odnalezc po krzakach tez duzo piwniczek, starych schodkow i mostkow





Nie wiem tez skad w opuszczonych wsiach biora sie takie ilosci powykrecanych drzew


Na koncu wsi dziwna tabliczka

Czujemy sie zupelnie jak w Beskidzie Niskim! Cos jakby Wyszowatka albo droga na Radocyne przez Czarne? tez pyl osiadajacy na skodusi, zapach pol i melancholijne spojrzenie z krzyza beznogiego Chrystusa… A wokol szaleje wiosna!


Wracamy do Zdonova - wioski pelnej starych chałup i plotow. Od razu widac ze przekroczylismy granice, w Polsce w Sudetach nie spotyka sie tyle drewna w zabudowie.




Wspinamy sie na pagorki nad wsia a stada wlochatych krow patrza na nas zdezorientowane..



Obok wznosi sie Krizovy Vrch- pierwszy przyczolek Skalnych Miast


Szukamy ruin kosciola ktore maja tu stac na jednej z gorek. Wedlug mapy prowadzi do nich droga ale w rzeczywistoci nie ma takowej. Jest strome zbocze porosle gestym lasem. Niby od wsi, pol i krow jest tu rzut beretem a jakby inny swiat, jakby za murem, jakby w innym miejscu. Kosciol to trwala ruina, jakby zabezpieczona, w srodku posprzatana i odchaszczona. Ale zamiast lasu tablic, krat i zakazu wstepu- jest miejsce na ognisko, ławeczki i kije na kielbase. Miejsce uprzatnieto aby pozostawalo dzikie ,klimatyczne i za darmo sluzylo ludziom o kazdej godzinie dnia i nocy? Tak piekne ze az zdaje sie byc nierealne…







Oczyma wyobrazni widze stare mury podswietlone pelgajacym plomieniem a wokol ciemny las i tylko blyski swiatla pojawiajace sie czasem w pustych otworach okien.. Wrocimy tu napewno.. Ciekawe czy czlowiek jest w stanie zrobic prawdziwe zdjecie tego co kiedys sobie wymarzyl i zobaczyl gdzies w glowie? A na koniec wycieczki jeszcze mila niespodzianka! Gdzies w wiejskim sklepiku przed Dzierzoniowem udaje mi sie kupic moje ukochane lody Panda! Kiedys bardzo popularne a od paru lat strasznie ciezkie do zdobycia. Mily akcent na zakonczenie przemilej wiosennej wycieczki!


wiecej zdjec: https://picasaweb.google.com/jabolowa.ballada/201504_TrupinaMartwiecSkalki https://picasaweb.google.com/jabolowa.ballada/201504_LibnaZdonov

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz