Z Kołoczawy, jedziemy przez Miżhirie i Chust do Winogradowa. Po drodze zwraca uwage duza ilosc niedokonczonych, duzych, murowanych domów.. Niektore wygladaja wręcz jak pałace, zostawione w stanie surowym.. Ponoć w latach 90 tych miejscowa ludnosć bardzo się wzbogaciła na handlu z Jugosławią, zaczela zyc ponad stan, potem przypływ gotówki się nagle skonczyl i budowy przerwano.. I często można teraz zobaczyc taki obrazek- drewniana chałupka a obok murowany szkielet służący za stodołe, stajnie, spichlerzyk.. Widziałam dwie kozy na tarasie z kolumnami- ale autobus jechał za szybko, nie zdążylam wyjac aparatu..
W Winogradowie trochę się niepokoimy czy uda się dostac na czas na wąskotorówke.. Zapytany o droge gosciu mówi, zeby isc za nim- okazuje się , ze to maszynista naszej wąskotorówki :) No to zdążylismy! Maszynista opowiada , ze dawniej ludzie tłumnie jezdzili do pracy kolejka. Teraz większość zakladow upadlo, a w 98 roku powodz pozrywała mosty kolejki pod Borżawą, więc dojezdza tylko do Irszawy i to nie codziennie.. Ech.. Prawdziwy urok to musiały mieć te kolejki w górskim terenie!
Kolejka jedzie na tyle wolno, ze można swobodnie wysiąśc w biegu. Jakas parka wywiesza się co chwile z wagoników i zrywa z drzew jabłka i czeresnie. My tez cała droge jedziemy siedząc w otwartych drzwiach, od czasu do czasu krzewy smagaja nas po nogach, niestety czasem kolczaste ;)
Jedziemy przez pola, a zające i bażanty uciekają nam spod kół :) We wioskach ludzie gromadzą się przy torach by popatrzec na przejezdzajaca kolejke. Zwłaszcza entuzjastycznie do jej przejazdu podchodza dzieci, które radosnie nam machaja.
W Chmielniku wita nas wystraszona babka-zawiadowca - „Wy tu po co? Tu nic nie ma!”. Faktycznie – Chmielnik to tylko stacyjka wśrod pól, nie ma tam wsi, a nawet pól chałupy.
Tłumaczymy jej, ze my na pociąg do Irszawy- mamy informacje od kolegi , ze jezdzi w czwartki i niedziele, czyli np. jutro. Okazuje się , ze pociag jezdzi- ale we wszystkie dni OPRÓCZ czwartku i niedzieli ;) zatem wracamy jutro do Winogradowa..
Na bocznicy stoi dużo starych wagoników, już nieuzywanych i opuszczonych. Może któres z nich pamiętaja jeszcze czasy przejazdow pod Borżawe, szum górskich potoków i kręte, błotniste doliny? Pytamy na stacji czy mozemy spać w wagoniku. Jasne, ze tak! Proponują nam nowe wagoniki, którymi przyjechalismy. Ale nam przypada do gustu inny- czarny, nieuzywany wagon bydlecy, wyłozony deskami , pełen starych lisci i pajęczyn. Układamy się do snu wśrod grania świerszczy i chrobotania myszy w drewnianych scianach wagonów.
O 5 budzi nas trąbienie pierwszej kolejki, ale spimy dalej, nasza jest o 9:30.
Zwiedzamy sobie opuszczone wagoniki, pełne pajęczyn i ptasich gniazd. Niektóre maja jeszcze tablice z CCCP :)
I znów jedziemy w otwartch drzwiach, z wiatrem we włosach , słoncem na twarzy i poczuciem wolnosci w sercu! Na polach pasą się stada krów, szara kuropatwa ucieka ze stadkiem swoich dzieci, a maluchy we wsiach stoja bojowo przy plotach- nie przegapily czasu przejazdu kolejki! Udaje nam się wyprzedzic jedna furmanke.
W Winogradowie kolejka wjeżdza w centrum bazaru. Można kupic wszystko: zywnosc, ubrania, zywy inwentarz, opony, łancuchy, taczki, skutery. Kramy rozłozyly się na torach, niektórzy sprzedawcy uciekaja z towarem prawie spod kól kolejki.
Ide kupić bilety na pociąg do Mukaczewa. Przede mna 10 osób a jedna z nich kupuje bilety dla 15 osób do Chersonia, kazdy na inny dzien i z innymi preferencjami co do warunków podrózy. Gdy kasjerka już mozolnie wypełniła wszystkie bilety okazuje się , ze zaszła pomyłka- bilety miały być jednak do Mikołajewa i babka domaga się wymiany. Na tym etapie rozlega się tylko „dup!” okienkiem i musimy się przeniesc do innej kasy, gdzie jak się okazuje biletow do Mukaczewa kupic nie można.. Więc pozostaje mi czekac az kasjerka ochłonie ze złosci, uspokoi się i będzie gotowa wrócic do pracy. W miedzyczasie obserwuje trzy starsze kobiety, które wracaja z bazaru do domu po udanych zakupach. Przed kazda stoi tekturowe pudlo obwiązane sznurkiem, z którego dobiega kwik i pisk. Jadą tam cale stada żółciutkich kurczat i kaczuszek. Zwłaszcza jedna kaczuszka jest bardzo ciekawa swiata. Raz po raz wyskakuje z kartonu i radosnie machajac skrzydełkami ucieka w stronę przechowalni bagażu. Babuszka zrywa się i podpierajac laska goni kaczke po dworcu, po czym wklada ja do kartonu. Sytuacja się powtarza. Reszta kaczek jest zdyscyplinowana i grzecznie siedzi w pudełku. No i nie wiem kiedy mineło 40 min :) Kupuje zatem bilet do Batowa, a kasjerka mnie zapewnia , ze będzie tam przesiadka na Mukaczewo.
Zatem siadamy z toperzem w dworcowej knajpce , kupujemy piwo w grubych kuflach i mamy okazje poprzygladac się lokalnemu zyciu. Ide jeszcze troche obejrzec bazar. Okolice obfituje w pieknie i kolorowo ubrane Cyganki. Od reszty ludnosci odróżniaja się dlugimi falbaniastymi sukniami, pełnymi cekinów, koralików lub uszytych z lśniacego materiału. Równie błyszczace są bluzki i chusty. Odcinaja się od szarego tłumu zarówno wyglądem , jak i zachowaniem. Wszedzie ich pełno, obsiedli wszystkie krawezniki, perony a nawet tory. Biwakuja z jadłem i napojem, graja w karty, karmia i zabawiają całe stada piskliwych i śniadych dzieciaczkow, co ciekawe, o głowkach często farbowanych na blond. Dziewczynki już nieraz w wieku 2-3 lata są ubierane jak małe-stare, wygladaja jakby mialy makijaz i obowiazkowo malowane paznokcie i bizuterie. Za to mali chlopcy często biegaja bez majteczek i są niesamowicie utytłani w błocie. Większosc dzieciakow pozera z apetytem jakieś owoce.
Z dorosłych widac glownie kobiety. Są to zwykle mlode, bardzo ladne dziewczyny w wieku 15-16 lat już z dzieckiem na ręku lub stare spasione cyganichy. Trudno wypatrzec kobiete w srednim wieku.
Mam okazje ogladac jak mloda Cyganka kupuje pomidory. Wrecz nasuwa się dowcip pt: ”Jak Cygan kupuje sierp”
„Cygan jak kupuje sierp to najpierw tnie nim trawke. Jak sierp tnie trawke to dobrze, jak nie tnie-to niedobrze.
Potem uderza sierpem o kamien. Jak iskry lecą to dobrze, jak nie lecą – to nie dobrze.
Potem chowa sierp pod kurtke. Jak sprzedawca nie zauwazy to dobrze, jak zauwazy to niedobrze”.
Tym razem jest „niedobrze”. Sprzedawca zauwazyl, ze kobieta chowa pomidory pod spodnice. Rozlega się wrzask i już pięc innych Cyganek biegnie na pomoc. Zaczyna się awantura bo sprzedawca potrzasa kobietą a spod spodnicy wypadaja pomidory. Ostatecznie cala grupka odchodzi obrazona , klnac i wygrazajac a na ziemi lezy kilka rozdeptanych pomidorow..
Na dworcu legitymuja nas milicjanci w cywilu. Toperz sugeruje , ze pewnie dostali prikaz od komandira, zeby sprawdzac wszystkich co wygladaja inaczej czy mowia w dziwnym języku.. i my się załapalismy ;)
Toperz w knajpie tez miał ciekawe obserwacje. Obok rozsiadły się dwie Cyganki z dziećmi i piwem. Kilkuletni chlopczyk dostaje piwa do małej szklaneczki, ale wypija ją szybko i dobiera się do kufla obiekunki. Dziewczynka (która chyba nosi jeszcze pieluchę) płacze, ze ona nie dostała piwa. W koncu i ona ma mozliwosc dobrania się do kufelka i potem chodzi z cała buzia umazana w pianie...
Barwny tłum znika nagle- podjezdza elektriczka do Tiaczowa, wszyscy się do niej pakuja i odjezdzaja w sina dal- pewnie gdzies w swoich taborach wytrzasac z falbaniastych sukni bazarowe zdobycze...
W elektriczce – dziewczynka o malowniczym kokardo-kapelusiku.
My jedziemy do Batowa. W knajpie czekamy godzine na pielmieni, podczas gdy barmanka pokłada się na ławkach, zwiesza zalotnie głowe , kładzie nogi na stole- cały czas rozmawiac z jakims gosciem przez telefon. W drugiej knajpie ostrzegaja nas przez Cyganami, którzy wczoraj okradli tu słowackiego turyste.
Szukam tez kibelka- kolejarz radzi: prosto, w lewo a potem już isc za zapachem ;) Nie mylil się.. Czuc chyba na 100m.. jeśli gdzies na Ukrainie jest siedlisko epidemii cholery to zapewne jest nim przydworcowy kibel w Batowie. Jestem ogólnie mało wrazliwa na takie zapachy i wnetrza, w niejednym wchodnim kiblu już byłam, ale tu przekroczylo to pewne granice.. Wchodze tylko do korytarza i odbijam się jak od niewidzialnego muru.. W dalszych boksach-kabinach wyglada jakby odchody i papierowe odpady zepchnal spychacz. Smrod jest wrecz namacalny, dusi, szczypie w oczy.. Mam nieodparte wrazenie, ze pod stosem leża jakieś zwloki i są właśnie w srodkowym stanie rozkładu...
Dalej jedziemy przez Mukaczewo do Swalawy i tu szukamy noclegu. Pierwszy rzuca się w oczy hotelik „Elit”- w srodku łupie dyskotekowa muzyka, błyskaja kolorowe swiatła, a za stołem siedzi 4 młodych ludzi , kazdy wpatrzony w siny ekran swojego laptopa.. Kazdy ma minę pt. „bez kija nie podchodź”. Nie zauwazaja mnie, dopiero jeden drugiego trąca- Patrz! Chyba jakiś turysta do nas znowu przyszedl... Nie.... Tu nie chcemy spać...
Drugi spotykamy hotelik „Karpaty”. W srodku charczący telewizor wyswietla jakiś film w paski. Za stołem siedzą 4 osoby w srednim wieku, na stole rozpoczęta flaszka, ogórki , kotleciki. Trwa jakas ochocza dyskusja, przerywana wybuchami smiechu. Nie zauwazaja mnie, dopiero jeden drugiego trąca- Patrz! Mamy gościa! Tak! Tu chcemy spac!!! :)
Troche włóczymy się po miescie, ale nie robi na nas jakiegos specjalnego wrazenia.
Potem czeka nas dość dluga jazda (koło 5 godzin) do Lwowa, której duza część wyglada tak:
Ze Lwowa planujemy jechac elektriczka do Mościsk II i odwiedzic tamtejsze, ponoc utrzymane w dawnym klimacie, dworcowe „kimnaty widpoczynku”. Faktycznie wszystko na calym dworcu jest bardzo stare, porzadnie nadgryzione zębem czasu, ale jednoczesnie bardzo zadbane i czyste. Az zadziwia to połączenie.
W elektriczce spotykamy sporo młodych ekip jadacych na festiwal „FortMissia” w Popowiczach, ale jakos zadna z nich nie jest zbytnio zainteresowana brataniem się z nieznajomymi. Raczej dobrze się bawia wyłącznie w swoim towarzystwie. Dziwi trudnosc w nawiązywaniu kontaktu- zwłaszcza, ze część z nich zna dobrze język polski.
Wszyscy w okolicy ,widzac nas z plecakami są pewni , ze my tez na festiwal. Tłumacza jak tam dotrzec a nawet oferuja podwiezienie. Przechodzi nam przez myśl by jednak zmienic plany i pojechac na pograniczne forty, ale pluchowata pogoda i wizja zarywania kolejnych nocy nie nastraja optymistycznie. Rezygnujemy...A teraz mi troche żal...
No i jak zwykle na ostatek ta 10 godzinna, niekonczaca się podroz przez Polske... W Przemyślu odstawiaja pociag zlozony tylko z dwoch wagonow, więc jest komplet... Nawet w przedziale gdzie rozlozylismy brudne skapetki...
A na Ukraine wracamy dopiero za 2 miesiace..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz