Na miejsce zlotu – czyli do PTSMu w Maciejowcu na Pogorzu Kaczawskim docieramy z toperzem i Mrowka dosyć pozno- kolo 20. Mimo ze to dopiero piątek zebrala się już spora grupka ludzi. Jak się okazuje nie będziemy w ten weekend sami – dzielimy schronisko ze spora grupa ukrainskich piłkarzy. Kto by pomyslal- czlowiek na zachod jedzie a wschodnie klimaty i tak go dopadna ;)
Mimo niskich temperatur impreza się toczy przed schroniskiem- przy ognisku. Aby uniknac wychlodzenia organizmu dorzucamy często paliwa- zarowno do ognia jak i do wlasnych zoladkow :) czas milo plynie na opowiesciach, wspomnieniach, planach, smazeniu kielbasek i opowiadaniu kawalow.
Aby pomoc przeznaczeniu ide się troche pokrecic po schronisku i kuchni ;) Sportsmeny ze wschodu jak przystalo na tamtejszych ludzi są bardzo towarzyscy i goscinni i zaraz zapraszaja nas do wspolnego stolu. Na stolach napoje i zakaski, przepyszne ciasto Agnieszki , wodki wszelakie (niektore w naczyniach bardziej przypominajacych wielkoscia karnister niż butelke), sało, kielbasa, ogoreczki i „kompot”. Jako ze rano trzeba wczesnie wstac na wycieczke decyduje się unikac wodki i popijac tylko „kompot”. Jak się potem okazuje wodka ma 40% a „kompot” 60% !! ale był pyszny!!!!! :)
Nasi nowi znajomi – Anatolij i Siergiej są trenerami grupy z krzemienca. Przyjechali do Jeleniej Gory na jakieś miedzynarodowe zawody a jutro jada na wycieczke zwiedzac Prage. Dalsze rozmowy dotycza Euro 2012, atrakcji zachodniej Ukrainy a integracja idzie tak daleko ze wogole cale forum dostaje zaproszenie do Krzemienca ;)
Impreza konczy się kolo 3 – zasypiamy kolo 4 ponieważ towarzysza nam jeszcze rozne „atrakcje wewnatrzpokojowe” ;)
Rano pobudka kolo 7 jako ze niektorzy forumowicze cierpia na bezsennosc i rozmownosc poranna ;)
Dziś ruszamy na zaplanowana przez Michala wycieczke
Trasa prowadzi przez malownicze dolnoslaskie wioski
których mieszkancy ciekawie się nam przygladaja
pola
gore Stanek (Kapitanski Mostek) z której widoki przywoluja na mysl Pieniny i przelom Dunajca- tylko tu zamiast rozwrzeszczanych stad wycieczek szkolnych i biletowych kas – tu gra nam tylko wiatr osypujac na skaly niezmiernie kolorowe liscie...
Dalej podazamy przelomem rzeki Kamienica
Zwiedzamy elektrownie we Wrzeszczynie- Michal opowiada jakieś ciekawe rzeczy o pracujacych wewnatrz maszynach- ja jednak muszę się oddalic bo nie moge wytrzymac wibracji wywolywanych przez ta maszynerie... a taka jestem ciekawa co opowiadal :(
Potem wzdluz Bobru wedrujemy do Siedlecina,
gdzie zwiedzamy wieze rycerska
a następnie rozsiadamy się w milej knajpce. Obok stoi traktor który przywiozl kuchnie polowa- ma być tu dziś wieczorem jakas impreza. Dzielny Waldi zalatwia dla calej grupy gratisowa grochowke!!!
Najedzeni zmierzamy na klimatyczny trawiasty peron w Siedlecinie
i dalej szynobusem (już mniej klimatycznym- ale grunt ze jezdzi, nie można być wybrednym) suniemy na pieknie polozona stacyjke-Pilchowice Zapora
Jak przystalo na nazwe- niedaleko stacyjki polozona jest zapora. Ponoc najwyzsza w polsce i spiętrza najwięcej wody.
A pod nia dom... ci co w nim mieszkaja muszą mieć mocne nerwy.. ;) i nie lubiec komunikatow o powodziach ;)
Dalej dzikim wawozem wracamy do Maciejowca. Bardzo nas zaintrygowala szczelina skalna za wodospadem.. trzeba będzie w jakiś letni dzien ja obeznac :)
Wieczorem impreza toczy się już w srodku schroniska - przybyly kolejne mile pyski :)) ponoc przez caly zlot przewinelo się 27 osob!
i te najgorsze dylematy- czy gadac z tym czy z owym, czy spiewac, czy pulpe gotowac..
Pulpa jak pulpa- kazda jest inna i niepowtarzalna- ta tez była ;) wyszla trochu ostra.... ale mialo to i dobre strony- jednym garnkiem najadlo się ponad 20 osob!!
Dziś wieczor jest bardziej rozspiewany- ochoczo wyjemy do gitary!!!
Gdy Ukraincy wracaja z Pragi przychodza nas prosic aby ktos od nas zawiozl ich do sklepu po flaszke.. nie pomagaja tlumaczenia ze nie pojedziemy bo tak samo jak oni już nie mozemy ;) troche staja się namolni... przypominam sobie ze mam w plecaku flaszke „na czarna godzine” więc postanawiam ja podarowac naszym „niedopitym” znajomym- może wreszcie przestana nas meczyc zebysmy gdzies po nocy jezdzili autami! Skutek jest nie do konca taki jak przewidywalam... Anatolij prawie pada na kolana – ze to my jestesmy jego prawdziwymi przyjaciolmi i nie ze swoimi a z nami musi wypic ta flaszke ;) nie ma odwrotu.... ;)
impreza konczy się dla mnie kolo wpol do 3.. mimo ze gitara jeszcze gra a rozmowy w przedpokoju
z Ania, Frankiem i Dertym są arcyciekawe- sen jednak zwycieza... ponoc ostatni najwytrwalsi pozbierali się spac po 3..
Rano dosyć wczesnie duza część ekipy rozpelza sie na rozne strony swiata... więc zdjecie grupowe zrobilsmy w mocno przerzedzonych szeregach
Dziś z Mrowka i toperzem postanawiamy się jeszcze powloczyc troche po Pogorzu Kaczawskim
Odwiedzamy ruiny placyku w Barcinku
W miejscowosci Mojesz nie mozemy znalezc drogi w lewo aby skrocic droge do Płóczek Dolnych. Ładujemy się w jakas polna droge której nie ma na mapie- miejscowy tak doradzil, kierunek niby się zgadza... no i pylistosc wlasciwa!!! :) miejscami pylistosc zanika ale jest rownie klimatycznie!!
Po drodze gdy zatrzymujemy się na kibelek – stajemy się swiadkami spotkania wkur*** rolnika, motocyklisty i quadowca- rolnik goni ich za rozjezdzanie mu obsianych pol.. .Rolnik jest na tyle zly na caly swiat ze oberwalo się nawet toperzowi- ze pije wode z butelki a potem na pewno ja wyrzuci na obsiane pole ;)
Kolejnym celem są jaskinie kolo Lwowka Slaskiego: Oaza, Krotka, Czerwona i Lisia. Jaskinie są nieduze, trzeba je zwiedzac metoda kucajaco- pelzajaca ale i tak mi się podobaja :)
Następnie z Płóczek Gornych ruszamy w strone palacu niedaleko szczytu Kołodziej. Po drodze malownicze ruiny
oraz gospodarskie obrazki pt:” wskaz element niepasujacy do pozostalych”
Palac do którego zmierzamy jest jedny w swoim rodzaju- wszystkie inne tego typu obiekty na dolnym slasku spotykalismy w dolinach, we wsi, albo na jej obrzezu. Ten jeden jest polozony na gorce, jakieś 3 km od wsi..
Widac ze jest w remoncie, ma nowy dach, okna, walaja się po okolicy rozne przyrzady swiadczace o zachodzacym remoncie. Bardzo się chwali ze zaczeli od zabezpieczenia dachu a nie od trzymetrowego plotu i tabliczek :”teren prywatny”.
W przypalacowych zagrodach trzymane jest kilka zwierzat... no właśnie.. nie mam pojecia jakich... wielkosci krowy, z morda zubra i rogami bawołu... zzera nas ciekawosc co to za mutanty! Zatem przygladamy się z rowna ciekawoscia- my im i one nam.
Sprzed palacu cudne widoki na glowne szczyty Gor Kaczawskich
Krecimy się troche po okolicy ale oprócz „bizonow” nie spotykamy zywej duszy.. jakby ktos był w palacu to by albo wyszedl z nami pogadac albo nas popedzic ze mu lazimy w obejsciu...
Więc nasze ciche marzenia o pozwiedzaniu palacu, wysluchaniu jego historii, podszkoleniu się z zoologii zakonczonej zaproszeniem na obiad z kotletami z bizona- pełzną na niczym...
Wracamy do Płóczek.. po drodze znaczenia szlaku takie jak lubie – razem były chyba ze 4 i już „totalnie wkomponowane w przyrode”
Jeszcze tylko odwiedzamy Lwowek Slaski celem znalezienia knajpy. Miasteczko bardzo urocze
spotykamy instytucje i zakłady pogrupowane "tematycznie"
oraz płaskorzezby do których odczuwam empatie jeśli chodzi „o inteligentny wyraz twarzy” ;)
a dalej już tylko ciemne drogi wiodace w strone domu... i zal ze czas tak szybko leci i kolejny udany weekend przeszedl już do historii
komplet zdjec --- dla wytrwalych ;)
http://picasaweb.google.com/pulchny.warenik/201010_MaciejowiecGoryKaczawskieZlotForumSudeckiego#
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz