piątek, 20 marca 2015

Sudety - Góry Sowie ze sporym dodatkiem okolicznych dolin (2012)

W strone gorek, tym razem Sowich, wyruszamy sobie w sobote. Zatrzymujemy sie w Pieszycach kolo przypalacowego sklepiku, celem zjedzenia lodow i zrobienia zapasu piwa

Obok wyremontowany palac, ale jak zwykle takowe obiekty- ogrodzony, zamkniety, otoczony tabliczkami o zakazach i zlych psach..

Obok dawne zabudowania przypalacowe, zamieszkane juz przez normalnych zwyklych ludzi wiec mozna wejsc w obejscie, pogadac, porobic zdjecia. Hydrant, wygrzane laweczki, powiewajace pranie, biegajace dzieci i niegrozne male skundlone pieski.

Rzucaja sie w oczy uwiezione w klatkach rzezby. Nie wiem czy celem jest zeby nikt ich nie ukradl czy zeby nie uciekly same? ;)

Jedziemy dalej. Skodusie zostawiamy pod mila stacyjka Głuszyca Gorna

Kierujemy sie w strone pobliskiego kamieniolomu melafirow. Nawet nie wiemy czy jest czynny czy nie. Po drodze krotka sielanka wsrod ruin jakiegos zakladu przemyslowego


Kamieniolom okazuje sie byc juz od dawna nieczynny. Nad utworzonym w nim jeziorkiem wypoczywaja wedkarze, czuc zapach jakiegos grila. Obchodzimy jeziorko wysoka skarpa i znajdujemy sobie mala skalista dzika plaze. Woda jest zimna ale jest na tyle goraco ze ochloda to sama przyjemnosc. I tak wlasnie rozpoczelismy tegoroczny sezon kapielowy!





Szkoda opuszczac to mile miejsce ale do naszej wiaty daleko ;) Mijamy imponujacy wiadukt

Idziemy czarnym szlakiem wzdluz torów ktorym chyba ostatnio szedl znakarz ktory go malowal- tzn szlak jest- sciezki nie ma. Jest chaszcz miejscami po szyje. Toperz jak zwykle w takich momentach dostaje dzikiej kichawki

W Kolcach znajdujemy sklep ale niestety jest juz zamkniety. Rozsiadamy sie wiec pod nim ze smutnymi minami i wlasnym prowiantem. Z pomoca przychodza nam miejscowe pijaczki, ktorym skonczylo sie piwo a wiedza gdzie mieszka wlascicielka sklepu. Tlumacza ze dzis wazny mecz a oni nie maja zapasow. Udaje sie i nam zrobic male zakupy. Sklepik jest w starej poniemieckiej kamienicy. Mimo upalnego dnia w srodku panuje chlod ,wilgoc i wspanialy zapach jaki to maja tylko stare domy

I takim sposobem robi sie godzina 17 a my dopiero wyruszamy na nasza gorska trase :-P Mijamy rozne naziemne zabudowania Miasta Osówka. Z niektorych zostaly juz tylko fundamenty:

Inne jak np. Kasyno maja sie calkie dobrze

Mijamy tez baaardzo głeboka skalna dziure ktora wyglada troche jak niekomercyjne zejscie do okolicznych podziemi ;)

Kilka razy przegradzaja tam droge tabliczki i tasmy ze "wstep wzbroniony- prace lesne". I co mialby zrobic niby turysta podazajacy szlakiem, ktory widzi taka tabliczke a powiedzmy ze jest bardzo praworządny? Zawrocic? Omijac lasem?

Za Rozdrozem pod Moszną mijamy szopopasnik ktory moglby sie nadac na nocleg. Ze trzy osoby by weszly do srodka. Wogole spanko by bylo super gdyby nie ta wielka dziura w podlodze ;)


Na nocleg zatrzymujemy sie w wiatce na Przeleczy Marcowej. Wyglada jakby niedawno odbywala sie tu jakas spora impreza. Stół jest obity ceratka, przy dwoch miejscach ogniskowych lezy sporo narabanego drewna, zastrugane patyki na kielbaski. W koszu sporo jednorazowych talerzykow i puszek po piwie. Mimo sprzyjajacych warunkow jakos tak wychodzi ze nie rozpalamy ogniska. Dosyc wczesnie kladziemy sie spac. Cala noc gdzies po okolicach chodza burze, grzmi w oddali i sie blyska. Raz po raz zrywa sie silny wiatr a potem nagle cichnie. Z Głuszycy dochodza odglosy jakiegos festynu albo wesela? Gra muzyczka a pare razy jakby slychac sztucznie ognie. Juz nawet zaczynamy rozmyslac ze moze Polska wygrala mecz i Głuszyca tak okazuje swa radosc.. Ale krotki telefon do taty rozwiewa nasze "marzenia".. ;-)


Rano dlugo spimy, potem sniadanko i walka z moim zepsutym palnikiem zeby jednak byla ciepla herbatka. Udaje sie ale chyba ostatni raz bo wprawdzie menazka wody sie podgrzala ale palnik cala butle gazu puscil "w atmosfere".. Obok wiaty przechodza czterej turysci z plecakami. Wreszcie mila odmiana po ciagle spotykanych quadowcach albo niedzielnych spacerowiczach spod Osówki z nieodłacznymi łupiacymi komórkami w dłoniach. Nie trzeba ich dlugo namawiac na postoj przy winku. Dowiadujemy sie ze wedruja juz od czwartku, a dzisiaj juz niestety wracaja do domow. Milo sie razem biesiaduje wspominajac rozne wyjazdy. W koncu i my sie zbieramy w dalsza droge. Burzy nie bylo wiec panuje paskudna duchota, nie ma slonca, wisi jakby "czapa" z chmur.. Muchy gryza jakby sie wsciekly. Mijamy kilka stawków w ktorych miejscowi ochoczo łowia ryby

W Głuszycy rozsiadamy sie pod duzym szachulcowym budynkiem, ktory jak informuje tabliczka byl kiedys "lokalem kategorii IV". Zupelnie jak w piosence "Bar w Beskidzie" :-D Szkoda ze juz jest nieczynny.


Na zarosnietych roznymi ziołami schodkach pozeramy zakupione nieopodal w spozywczaku lody i rozmyslamy jakie tu imprezy musialy sie niegdys odbywac ;) Odwiedzamy jeszcze Przelecz pod Czarnochem aby obeznac znajdujace sie w jej okolicy dwie wiatki. Nadaja sie raczej dobrze na nocleg w tygodniu albo dla rannych ptaszkow. Do dlugiego porannego biwakowania raczej nie sa przeznaczone- przechadzaja sie tam potworne tlumy spacerowiczow z calego rejonu. Chyba taka moda tu panuje aby w niedziele zabrac rodzine, zostawic auto na parkingu, wylezc na przelecz, klepnac tabliczke z napisem "pozor" i wrocic do domu. Oto te dwie wiatki:



A najladniejsze widoczki mamy w czasie powrotu z Przełeczy Walimskiej ;)

Komplet fotek: https://picasaweb.google.com/kraciasty.bardak/201206_GorySowie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz