wtorek, 31 marca 2015

Sudety - Gdzieś w Górach Opawskich (2015)

Tym razem wybralismy sie w Gory Opawskie. Osiedlamy sie w schronisku PTSM w Glucholazach.



Rano planujemy wycieczke gorami do Podlesia ale miasteczko zatrzymuje nas na troche dluzej... Mozna zauwazyc zwyciestwo chodnika nad torowiskiem

oraz wpada w oczy ceglany budynek jakiejs starej fabryczki- moze to byl browar? Mielismy popytac o to miejscowych ale ostatecznie jakos tego nie zrobilismy. Od przodu wejsc do budynku nie bardzo sie da, rozlokowaly sie tu jakies czynne magazyny.

Okrazamy wiec budynek probujac szczescia od tylu. Trafiamy tym sposobem na stroma skarpe pelniaca chyba role lokalnego dzikiego wysypiska smieci. Staramy sie mocno aby nie poslizgnac na zbutwialych mokrych lisciach (caly czas troche popaduje) jako ze lądowanie mogloby okazac sie nadpodziw niemile- cala skarpa jest usiana potluczonym szklem! Toperz w ktoryms momencie zauwaza ze to jest jakies dziwne szklo- jakies grube i z napisami. Przystajemy wiec i starajac sie nie pociac wybieramy spomiedzy lisci, patykow i traw kawalki butelek. Gorą jedzie jakis facet na rowerze. Spoglada na nas kopiacych w smieciach z widoczna na twarzy dezaprobata i wymalowanym zdziwieniem "tych kloszardow jeszcze u nas nie widzialem"! Jest tu w jednym miejscu chyba kilkadziesiat potluczonych butelek. Wygladaja na stare, napewno przedwojenne, szklo jest solidne, ciezkie, niemieckie napisy i wpuklone denka. Zadna butelka nie jest cala..


Wyglada jakby ktos dostal szalu i celowo, dokladnie i z premedytacja rozbijal wszystkie te butelki... Dlaczego?? Obok leza wspolczesne butelki po zywcu, zubrze czy wodce- w wiekszosc cale... Ogarnia nas ogromny smutek i takie jakies poczucie wielkiej straty- jejku jakby ktos wzial te kilkadziesiat butelek i poustawial na polkach- mogloby to byc ozdoba niejednej knajpy czy mieszkania. Jakby jakis lokalny menelek sprzedal je na gieldzie staroci to zapewne kilka dni moglby nie trzezwiec.. Ale dlaczego wziac i zniszczyc??? Skad one sie tu wogole wziely na tej skarpie? czy to butelki z piwa ktore produkowal browar obok? ktos wyniosl ich wor na skarpe i sie pastwil? ktos wywalil cala ich przyczepe a te zachowane juz ktos sobie zabral? wiele pytan zostaje bez odpowiedzi... Udaje nam sie skompletowac 4 butelki najlepiej zachowane, kazda inna, niestety wszystkie sa powaznie uszkodzone - maja mniej lub bardziej utluczone szyjki... Tak prezentuja sie juz po przyjezdzie do domu- umyte, wyczyszczone, czekajace na oblepienie ostrych ryjkow modelina i pelnienie w przyszlosci jakiejs znamienitej roli wazonu albo swiecznika :)





Aha- napisy na butelkach glosza kolejno (nie znam niemieckiego, moze ktos umie przetlumaczyc?) -"NEISSER BRAUEREI GENOSSENSCHAFT E.G.m.h.H NEISSE Unverkauflich Vor Misskrauch wirdgewarnt" -"GERMANIA BRAUERE NEISSE" -"BRAUEREI ZUM BERGKELLER ZIEGENHALS" i z tylu butelki "unverkauflich" -"BERGKELLER ZIEGENHALS" Do fabryczki wejsc sie nie udaje. Zamknieta na piecdziesiat klodek i sztab. Ciekawe co jeszcze skrywaja jej wnetrza?.. Jako ze butelki sa tak ciezkie jakby przynajmniej kazda z nich byla pelna, a poza tym boimy sie uszkodzic je jeszcze bardziej- zanosimy je spowrotem do schroniska. Kawalek dalej nasza uwage przykuwa opuszczona kamienica, o rzezbionych drzwiach i scianach emanujacych klimatem przeszlosci.




W srodku jest jedna ciekawa duza sala i schody ktore nie zachecaja aby uda sie na wyzsze pietra..



No i zrobila sie godzina 14.. Trzeba bedzie skrocic wycieczke po tych gorach. Ale co tam- gory nie uciekna a z ruinami roznie bywa ;) Pelzniemy na Przednia Kope. Teren z poczatku przypomina park miejski ktory stopniowo dziczeje i przechodzi w normalny las. Po drodze fajne krzeselka obrosle juz mchem

oraz nieliczne, czesto zamglone widoczki



Glownym celem dzisiejszej wycieczki jest opuszczone schronisko na szczycie Przedniej Kopy polaczone z wieza widokowa. Zbudowane przed wojna gdy Glucholazy rozkrecaly sie jako uzdrowiskowy kurort, po wojnie rowniez sluzylo jako Dom Wycieczkowy oraz knajpa. W latach 90 tych przestalo istniec, kiedys splonelo, niedawno ktos je probowal remontowac ale z jakiegos sobie tylko znanego powodu tego zaprzestal. Od kilku osob slyszalam rowniez opowiesc ze w latach 90 tych miejsce bylo swiadkiem tajemniczego morderstwa, gdy wlasciciel obiektu ukatrupil jakas babke i polecil kucharzowi aby ją pocwiartowal. Kucharz nie podjal sie zadania tylko wezwal policje. Czy to prawda czy tylko legenda - nie wiem. Ale wszyscy ją ochoczo opowiadaja. Moze do dzis jakas biala dama straszy nocami na baszcie? ;)


Na schodkach przysiadla sie wiosna


Schronisko w srodku jest dosyc zdemolowane, ktos powyrywal ocieplenie ze scian, wszedzie paleta sie gruz , jakies deski. Acz do spania udaloby sie jakies miejsce bez problemu wygospodarowac. Najlepiej zachowana jest kamienna wieza. Prowadza na nia najpierw krecone schody z betonu, potem metalowe stopnie a na koniec sam szkielet zelaznej drabinki. Widoki z gory sa nikle bo drzewa prawie wszystko przyslaniaja. Ale klimat jest!






Na dole , na jednej z betonowych plyt robimy male ognisko i pieczemy smakowita przekaske!



Towarzysza nam cale stada jezy ;)

Kawalek dalej za schroniskiem stoi w lesie kaplica sw. Anny na Wiszacych Skalach. Niestety jest szczelnie zamknieta, nie da sie zajrzec-nawet przez krate czy dziurke od klucza.



Przy kaplicy rosnie drzewo o dziwnych korzeniach- takich jakis regularnie karbowanych.


Wogole cala nasza droga powrotna obfituje w drzewa o korze ukladajacej sie w ciekawe desenie, o naroslach, sękach czy dziuplach przypominajacych nieraz postacie, twarze. Nie wiem czy to deszcz czy to mglistosc dnia ale takiego lasu pelnego rzezbionych drzew to dawno nie widzialam!













Slyszalam takie powiedzenie "wszystkie drogi prowadza do Rzymu". Jest ono zdecydowanie zafalszowane i nieprawdziwe- wszystkie drogi prowadza do Głuchołazow!!!

Tuptamy wiec jedna z nich, wysoka skarpa nad rzeka Biała Głuchołaska.

Co chwile droge przecina nam strumyczek



Juz w samym miasteczku natrafiamy na fajne stare samochody



domorosłe witraze



czy stara sztolnie zlota na nadrzecznym bulwarze- chyba pierwsza sztolnia jaka widzialam ktora jest wylozona kostka brukowa ;)


A w tej knajpie daja pyszny zurek slaski i jablecznik na cieplo z lodami i bita smietana!

Obzarci jak bączki kulamy sie spowrotem do schroniska Rano postanawiamy odwiedzic to, na co wczoraj braklo czasu czyli okolice Podlesia. Po drodze wpada nam w oczy wiatka na wyrebie- juz wiem gdzie spimy tu nastepnym razem!


Widoki z rejonu tej wiaty przedstawiaja sie nienajgorzej- na Biskupia Kope, na miejscowosci w okolicy Zlatych Hor, na kreta nitke drogi wijacej sie wsrod zielonych pol.




Na mapie wypatrzylam tez wioske Gęstwina. Nie prowadzi do niej zadna asfaltowa droga, a mala wioseczka przylepiona jest do samej granicy. Brzmi wiec jak miejsce ktore warto odwiedzic! Droga rzeczywiscie reprezentuje calkiem dobry stopien blotnistosci

Na obrzezach wioski mozna znalezc troche ruin, zarowno dawnych domow, piwniczek jak czegos co wyglada na jakis bunkier niezananego mi przeznaczenia.




Droga do Gęstwiny wiedzie wzdluz rzeki, ktora idzie granica. Pare metrow dalej sa juz Czechy. Dziwne to wrazenie jak turlamy sie tu blotnistym traktem, wsrod ruin, lasu i pol a 10 metrow dalej szerokim asfaltem poginaja autobusy i ciezarowki. Juz, juz mamy wrazenie ze jakis rozpedzony tir sie w nas wpakuje... ale nie, byl zakret, odziela nas przeciez rzeka.. przeciez my jestesmy w innym swiecie :)

Mimo braku tego oznaczen na mapie Gęstwine z czeskimi Ondrejovicami łącza trzy mostki



Domy Gęstwiny i Ondrejovic stoja prawie okno w okno. Strasznie jestem ciekawa jak wygladalo tu zycie za czasow gdy ta granica byla szczelna i pilnowana. Czy jakis lokalny, półoficjalny ruch graniczny istnial zawsze czy ludzie ktorych dzielilo 3 metry patrzyli na siebie nawzajem jak na ufoludki?

Tym razem odpuszczamy sobie zlatohorskie sztolnie, beda na nastepny raz! wiecej zdjec: https://picasaweb.google.com/jabolowa.ballada/201503_Opawskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz