niedziela, 27 lutego 2022

Wrześniowa włóczęga cz. 23 - Kluki, Kabat (2021)

Nasza tegoroczna włóczęga w nadmorskich okolicach dobiegła końca. Czas rozpocząć powrót. Wykręcamy więc na południe, ale jak to mamy w zwyczaju - w stronę domu będziemy się kierować niespiesznie i nieco pokrętnie.

Zawijamy do miejscowości Kluki położonej nad jeziorem Łebsko.


Oprócz korzeniastego drzewa mają tu skansen, a dzisiaj w owym skansenie jest festyn pt: "Zakończenie lata". Jak to na festynach bywa gra muzyka ludowa, są kramy z żarciem i pamiątkami czy pokazy dawnych prac polowych.




Jak ktoś nie wie jak wyglądają ziemniaki - to też może sobie obejrzeć.


Fajna maszyna!


Chyba z racji dzisiejszejszego świeta strach na wróble przyodział śnieżnobiałą koszulę.


Nawóz chyba prawdziwy?


Mech na dachu też.


Ale sieci niestety rybą nie pachną...





Gdybym gdzieś w lesie znalazła taką wiatochatkę - to bym się ucieszyła!


Żeby w ogóle móc wejść na festyn - trzeba wykupić bilet na zwiedzanie skansenu. I to byłoby jeszcze w miarę akceptowalne, ale późniejsze kompulsywne sprawdzanie tych biletów - jest już mocno uciążliwe. Na wielu festynach, koncertach czy imprezach byliśmy, ale takiego natręctwa to jeszcze nie widziałam. Chyba kilkanaście razy ktoś za nami lezie i szarpie za rękaw, coby sprawdzić, że nie wtargnęliśmy tu na krzywy ryj. Chyba aby spokojnie pozwiedzać czy cieszyć się festynowymi atrakcjami - trzeba by sobie ten paragon przykleić na czole! Może wtedy by się odczepili?? Spędzanie czasu w tej formie niezbyt nam odpowiada, więc dość szybko się zwijamy. Ogólne wrażenie z tego miejsca pozostało nam więc niezbyt pozytywne...

Pierwszy biwak drogi powrotnej wypada nam nad jeziorem, niedaleko miejscowości Olpuch. O kąpieli raczej nikt nie myśli, bo jest upiornie zimno.





Mijamy nietypowe nazwy miejscowości.


Gdzieś po drodze wpadają nam w oczy ciekawe ruinki. Ni to spichlerz, ni to młyn, ni to jakaś fabryczka...





Bardzo często w takich miejscach wiszą tabliczki "wstęp wzbroniony". Tu przynajniej napisali dlaczego. No i wszystko jasne - nie mamy nawet odrobiny ochoty łamać owego zakazu. Nie próbujemy wchodzić i pospiesznie oddalamy się z tego miejsca. Chyba tym gazem traktowali jakieś szczury albo inne robactwo?


Kierujemy się w stronę Puszczy Bydgoskiej. Była tu sobie kiedyś wieś Kabat. Z map zniknęła w czasie II wojny światowej. Została wysiedlona, a jej tereny przekształcone w niemiecki poligon. Głównym jego przeznaczeniem było testowanie materiałów wybuchowych z fabryki DAG Fabrik Bromberg pod Łęgnowem. Obecnie po poligonie zostało już mało śladów - jedynie ruiny wieży obserwacyjnej. Zbrojony beton jest mocno powygryzany i wszedzie sterczy rosochate żelastwo.







Kawałek dalej są też jakieś betonowe płyty, ale to chyba ślady po czasach już późniejszych.



Po wojnie teren pozostał poligonem wykorzystywanym przez polskie wojsko. Teren był zamknięty do 1994 roku. Później postawiono tu Radiowe Centrum Nadawcze z masztami, ktore mają około 300 metrów wysokości, więc ich widok nam ciagle towarzyszy.




Teren, jak to zwykle poligony, sprawia wrażenie dzikszego niż zwykłe lasy. Pewnie dlatego, że nie jest tu prowadzona zwykła gospodarka leśna, tylko wszystko sobie swobodnie i różnorodnie zarasta. Mimo że oddaliliśmy się już nieco od morza - wydmy nam wciąż towarzyszą w tych bydgoskich lasach. Największa w rejonie nazywa się Szwedzka Góra.




Mieliśmy namiar, że tu COŚ jest. No i jest... Taka oto górka. Wejścia pod ziemie nie ma albo jest zasypane. Po czym to pozostałość?


O poligonowej przeszłości terenu przypominają jedynie takowe tabliczki...


Leśny parking wita nas takimi klimatami. A może jednak lepiej było zrobić porządny, zamykany śmietnik i go od czasu do czasu wywozić? Niż wieszać głupią kartkę? Pobyt rozpoczynamy więc od sprzątania, żeby nie siedzieć w chlewie...


Tak nam mija wieczór...


A tak poranek.




cdn


sobota, 26 lutego 2022

Wrześniowa włóczęga cz.22 - wielkie wydmy koło Łeby (2021)

Dziś od rana pizga jak szlag. Niby nie pada, ale temperatura zjechała o jakieś 15 stopni. Jesteśmy chyba świadkami nagłego końca lata... Wiatr urywa łeb, co zdecydowanie nie potęguje uczucia ciepła. Ubieramy się tak, że wyglądamy jak chodzące kule i ruszamy w stronę wielkich wydm. No bo głupio być w Łebie i ich nie zobaczyć. Z tego wszystkiego zapomnieliśmy, że dziś jest sobota... Skądinąd fajne są te wyjazdy, gdy na dno plecaków chowa się nie tylko zegarki, ale i kalendarze. No ale dziś padliśmy tego ofiarą, pchając sie akurat w jedno z najbardziej popularnych i modnych w okolicy miejsc... Na wydmach tłum. Pojawia się stadami, tak jak podjeżdżają przywożące go samochodziki.

Sama wydma jest całkiem ładna, ale ciężko jej zrobić zdjęcie, aby snujące się stada nie przysłaniały całego piasku. Część wydmy porasta uschły las, tzn. wystają z piachu jego postrzępione konary, co dodaje okolicy mrocznej atmosfery.






Ciekawy jest moment, gdy spod chmur błyśnie ostre słońce, co potęguje czerń horyzontu.






Nad samą powierzchnią wydmy tworzą się mini burze piaskowe, wiry i trąbki. Czasem sypnie piachem i wyżej, ale przeważnie trzyma się jakieś 10 cm od gruntu. Ciekawe czy przy silniejszych wiatrach bywają tu solidniejsze piaskowe zawieruchy?



W oddali połyskuje równa tafla jeziora - bo akurat tam akurat przyświeciły spodchmurne promienie.


Sporo sieci tam postawili! Człowiek na taki widok od razu robi sie głodny!



Jęzory piasku co chwilę układają się nieco inaczej...


Wszystkie powyższe zdjęcia są nieco oszukiwane (przez odpowiednie wykadrowanie ujęć), bo tak naprawdę to wszechobecne płoty i tabliczki bardzo tu psują krajobraz... "Trochę jak w ZOO, tylko zwierząt nie ma" - komentuje kabak.


Złazimy na plażę. Tak czynią też wszyscy inni. Ale tu się rozstajemy. Bo 99.9% tłumu robi sobie selfi z falami i oddala się ta samą drogą w stronę parkingów. A my włóczymy się plażą praktycznie sami, tzn. towarzyszy nam wiatr, fale i od czasu do czasu spadające z nieba mewy. Zarzuca nimi przy co dziwniejszych podmuchach. Bo wiatr jest dziś jakiś spiralny. Widać to dokładnie po naszym latawcu, który wzbija się w powietrze, nawet czasem dosyć wysoko, a potem nagle i niespodziewanie nurkuje korkociągiem. Sytuacja się powtarza. No to raczej nici z puszczania latawca... A zdawał się być taki piękny wiatr do tego celu. Podobną trajektorią lotu spadają też od czasu do czasu mewy. Kilkoma to wręcz walnęło o piasek bo nie wyhamowały na czas.

Trzeba przyznać, że fale są dzisiaj konkretne! :)




Nie mamy konkretnego celu wycieczki. Ot tak po prostu się powłóczyć i porozglądać wokół. Czasem totalny brak planu też się przydaje, a nie tylko realizowanie po kolei wyznaczonych i przemyślanych dokładnie celów. Idziemy sobie w stronę Czołpina.

Na wycieczkach warto patrzeć pod nogi, a nie tylko błądzić wzrokiem po horyzontach. Znajdujemy taki oto nietypowy szkielet! Stawialiśmy na fokę, ale oczywiście nie mamy pewności. Więc jak ktoś się lepiej zna na szkieletach - to miło jak nas wyprowadzi z błędu!




Podziwiamy też ciekawe struktury piasku wymiotanego wiatrem. Niby taka zwykła taka rzecz jak leżące pod nogami kamyczki. Miejscami każdy z nich ma ogonek uformowany z piasku! Nadaje to takie wrażenie dynamiczności, jakby te kamulce szły! A może one idą? Ale tylko wtedy kiedy na nie nikt nie patrzy? ;)






Nieraz na piasku trafiają się malunki. Chyba to resztki wyschłych kałuż, ale galerie sztuki nowoczesnej można by z tego zrobić :)





No a tu wybitnie ślimak! Nikt z nas nie ma ku temu wątpliwości!


Czasek piasek pęka całymi płatami i przypomina połupany beton!



A tu coś jeździło! Złapać stopa w takim miejscu - to by było coś! :)


Od czasu do czasu na plaży leży coś wyplutego przez morze. Przeważnie są to różniste badyle...





Czasem kawałek jakiejś skrzynki...


A najbardziej przypada nam do gustu gigantyczny guzik! :) To nasza tratwa dryfująca po nieznanych morzach w kierunku bezludnych wysp! :P


W czasie dryfowania człowiek szybko robi się głodny ;) Urządzamy sobie zatem na tratwie piknik! Acz wiatr trochę wyrywa kanapki z rąk i nasypuje piasku do herbaty, więc jesteśmy zmuszeni przenieść się za załom wydmy ;) I tak to nastąpił szybki koniec naszego pieknego dryfowania. Bezludnych wysp nie będzie. Przynajmniej tym razem ;)


Na plażach jest też sporo ciekawych roślinek. Różnobarwne kwiaty bardzo urozmaicają nieco szary dzisiaj krajobraz...






Kurcze! Czyżby aż tutaj dochodziły w nocy fale??


Odwiedzamy też niewielką i dosyć zarośniętą wydemkę.




Czasem pojawiają się przebłyski słońca, ale takie raczej dość nieśmiałe.




To zdecydowanie jedna z ładniejszych części polskiego wybrzeża. Stąd rodzi się pomysł, aby kiedyś tu wrócić i przejść z plecakami trasę z Ustki do Łeby.










Na powrocie zaglądamy też nad jezioro Łebsko, gdzie jest dużo rozstawionych sieci.




I omszałe lasy nadjeziornych okolic...





Grzyby pod daszkiem.


Napotykamy również takowego zwierza. Chyba jakiś hodowlany albo przynajmniej oswojony, bo na widok turysty z aparatem nie spiernicza do lasu, tylko zaczyna pozować ;)



cdn