poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Gdzieś kiedyś nad Odrą - wyprawy partyzantów

Jakoś tak wyszło, że pewnej wiosny sporo czasu spędzaliśmy nad Odrą. Były to wycieczki popołudniowe, całodniowe lub na dni kilka. Jakby zliczyć je do kupy to pewnie trwały około tygodnia. A może i sporo więcej?

Ciepła, słoneczna i totalnie bezdeszczowa pogoda umożliwiała przyjemne biwaki, a brak zwartego, wybujałego chaszcza powodował, że podmokłe i zarosłe w innym terminie tereny stały się dostępne dla wędrówek.

Poniższe zdjęcia niekoniecznie mają chronologie czasową. Bo i w moich wspomnieniach one wszystkie zbiły się w jedno wspomnienie, jakby jednej, ciągłej, nieprzerwanej wycieczki. Wycieczki, której głównym celem było choć na chwilę zapomnieć o takim jednym, wrednym, dwunogim gatunku...

Po długiej, paskudnej, ciemnej i szarej zimie takie widoki są jak miód na serce! Powodują powrót chęci do życia, jakby się rodzić na nowo, a na pewno choć budzić z przydługiego snu, z marazmu i zatęchłości. Człowiek by sie tarzał w tych kwiatach! Pasł na nich jak krowa! :) (co w przypadku niektórych roślin robimy! ;)









Kabak dokazuje z aparatem. Pancerne były te małe canoniki! Biorąc pod uwagę ile razy wyrżneły o ziemie, gałęzie czy wpadły w błoto - a wciąż o dziwo i na przekór wszystkiemu działają!



Bobry też szaleją!





A tu chyba jednak ktoś inny pomagał bobrom w powalaniu grubych pni ;)



W niektórych miejscach spotykamy zaaranżowane krzakowe biesiadki. To głównie przybysze ze wschodu wprowadzają taki fajny klimat w okolice obecnego bytowania. Korzystamy z nich i my - wystawiając blade zimowe pyski do piekącego słońca czy przyrządzając śniadanko na leśnych stolikach.



A to jedne z tych miejsc, które latem będą zwartym kłębowiskiem nieprzebranego buszu. Dobre na spacery bezśnieżną zimą i wczesną wiosną.












Tutaj podobne klimaty i tereny, ale na które zaczyna już wkraczać powoli zieloność. Ostatnie chwilę swobodnego łażenia na przełaj!


















Przeważnie w takich malowniczych i trudnodostępnych zakątkach lokujemy się na biwaki. Nad samą wodą byłoby wprawdzie ładniej, ale czasem są takie momenty, że nawet stada kleszczy zdają się być bardziej przyjazne i pożądane do spotkania od współplemieńców....

Omszałe kłody, wypróchniałe w ciekawe desenie, tworzą tutaj jakby krąg. Zwieszające się pnącza dają wrażenie ścian, które zabezpieczają od wiatru.



Ognisk nie palimy. Jest tak sucho, że ziemia przypomina popiół, a nawet niektóre młode roślinki pod dotknięciem rozpadają się w pył. Do rzeki jest wprawdzie blisko, ale zjarać coś w spektakularny sposób byłoby ostatnią rzeczą, której nam obecnie potrzeba. Jest zatem sielanka bez podwędzania. Bywa i tak...






Jest gdzie powiesić hamak, jest gdzie powspinać się.




Nieraz wieszamy ów hamak i w innych miejscach. Hamak daje taką fajną namiastkę biwaku, nawet jak się gdzieś przyjdzie na 2 godziny.







Pole. Łyse pole. Rzadko na tych wycieczkach na takowe wyłazimy, ale czasem trzeba kawałek przeciąć aby dostać się dalej. Acz tu chyba odpuściliśmy i omijaliśmy jednak chaszczem. Lepiej nadłożyć trzy razy drogi niż kusić los...


A tu gąszcz tarninowy, pełen sarnich ścieżek i bażantowych kryjówek. Na dniach to wszystko zarośnie białym kwieciem i nabierze oszałamiającego zapachu i będzie się trząść od śpiewu ptaszyn. Często więc będziemy tu przychodzić - patrząc czy może już?




No i doczekaliśmy się tego magicznego momentu! Że też relacja nie potrafi oddać zapachu i świergotu!













Krzak gigant! Taki puchaty! Ale w nim ptactwa musi mieszkać!


Nie wiem jakie to drzewo, ale owe “kitki” bardzo przypadły nam do gustu.




Albo takie rażąco zielone i pachnące świeżością kiście.



Któregoś razu wybieramy się do ujścia Smortawy. Ciekawie wędruje się wzdłuż tej niewielkiej, mocno zarośniętej rzeczki o stromych brzegach pełnych powalonych drzew. Kajakiem to by się tu ciężko pływało ;)








Czasem w środku lasu, z dala od jakichkolwiek zabudowań trafiamy na… płot. Co i przed kim grodził?


Równa, gładka tafla rzeki w pogodny bezwietrzny dzień… Jak jezioro, zupełnie nie widać nurtu...














Odkrywamy też pryzmę piachu. Tak serio to sa one przynajmniej dwie, ale jedna jest bardziej zaciszna, więc bardziej przypada nam do gustu. Brzegi Odry nie są zbyt piaszczyste i bogate w łachy (tak jak np. wiślane). Skąd więc tu taka górka? Stroma jakby ją koparka usypała. Spod niej wystaje jakaś gumowa rura, przywodząca na myśl, że jednak to miejsce nie powstało samoczynnie i być może ktoś jednak przykładał do tego rękę?










Oczywiście budujemy zamki!


Place zabaw o zróżnicowanej formie trudności ;)


Pewnego razu postanawiamy zbudować Krecikowi tratwę. Ostatecznie jednak nie została nigdy zwodowana ;) Bo smutno by było jakby nam Krecik odpłynął albo zatonął...


"Mam szałas na połoninie, piękniejszy niż w mieście dom..." Była taka stara piosenka. Potem było chyba coś o koniu co poczuł siana woń? Tu wprawdzie nie połonina, a pryzma piachu. A i szałas taki nieduży i mało solidny, ale radości było co niemiara! :) Dawna tratwa Krecika posłużyła za wrota! :)







Ze spotkań na trasie. Nieraz jest to koziołek.


Albo dudek! To dopiero było spotkanie - on się w ogóle nie bał! Łaził obok nas i się ciekawsko przypatrywał!


Mniejsze okazy mieszkańców pól i lasów.


Nie ma nic piękniejszego niż pogodny wieczór nad wodą, wręcz nienaturalnie ciepły i przyjemny jak na dość wczesną wiosnę.