sobota, 31 października 2020

"Ściana Zachodnia" cz.29 - jezioro Wielkie (2020)

Miejsca na biwak dzisiaj znów dość długo szukamy. Nad jeziorem Grabino nie da się podjechać do wiatek, a na dodatek po terenie biegają luzem psy wielkości cieląt - co nam się bardzo nie podoba.

Jezioro Rak koło Mosiny dla odmiany wygląda rewelacyjnie. Tylko mocno pachnie tu nielegalnością, a busio to ani rozmiarem ani kolorem się za dobrze nie maskuje. Kurcze, na bank zaraz będziemy mieć na głowie leśnika.. Miejsce jak na polskie warunki jest po prostu za fajne! A nie ma żadnego znaku drogowego czy tabliczki, sugerującej, że można tu wjechać i spędzić miły wieczór bez konieczności użerania się ze służbami...



W końcu lądujemy nad jeziorem Wielkim koło Mościc. Miejsce bardzo ludne, ale jakoś nie mamy już siły ani co gorsze pomysłów gdzie szukać dalej.. Stajemy w jednej z zatoczek, rozwieszamy pranie na słoneczku i idziemy połazić.


Fajne sosnowe lasy, piaszczyste urwiska, powalone przez bobry drzewa i konary.





Korzeń jak pająk! I jeszcze ruch wody sprawia wrażenie jakby ten olbrzym się ruszał!


Ślady po ogniskach znaczone są węgielkami i rybią łuską. Dwie kobitki opalające się toples. Nasze wyłonienie się zza drzew tak je wystraszyło, że razem z kocykiem i torbą wskoczyły do jeziorami. Trzech kolesi z wytatuowanymi oczami i łapami pełnymi sznyt wcinają żelki, piją kubusie, a z ich rozmów wynika, że zamierzają sie zaczaić na jakieś odmiany puchaczy i je sfilmować..

Przy brzegu pływa butelka pod Finlandii, a wewnątrz szamocze się mała rybka. Za dużo alkoholu pożłopała i nie umie wrócić do domu? Próbuje ją uratować, ciągnąc butelkę kijem w stronę brzegu. Niezbyt mi to wychodzi - ja wpadam do jeziora po kolana i moczę buty, a butelka z rybka tonie… Acz może to dla rybki dobrze? Może będzie jej łatwiej wypłynąć gdy w butelce będzie pełno wody niż tylko pół? Szkoda, żeby rybka tak zdechła w butelce.. Fajnie by ją wypuścić albo zjeść! :)

Taaaak... Dzień i noc to często jednak dwa zupełnie inne światy (i nie chodzi tu wcale o kwestie oświetlenia ;))

Gdy popołudniem przybywamy nad owo jezioro przypominało ono miejską plaże, pełną ludzi, aut i wrzasku. Wokół brzegów krążyły stada pieskowców, zakochanych par i młodzieży z głośnikiem pod pachą.


Mamy więc sporo obaw co do dzisiejszego biwaku... Ale jedną noc jakoś chyba tu przetrwamy...

Gdy tylko słońce chowa się za lasem - miejsce pustoszeje. I to nie, że jakoś stopniowo, tylko cały tłum znika nagle i równocześnie, jakby opuszczając to miejsce pospiesznie i w popłochu. Ledwo zdążamy się rozejrzeć wokół siebie - a nie ma już nikogo… Tylko wygniecionie w piachu koleiny opon i siny dym ledwo zgasłych ognisk przypomina, że kiedyś byli tu ludzie… Zostajemy sami z równą, niezmąconą taflą jeziora, która w zapadającym zmierzchu przyjmuje barwę różowo-mleczną, która jednocześnie okazuje się nieprawdopodobnie ciepła i pełna aromatu ziół.. Do kolacji hukają nam sowy i szczekają sarny.





Czasem los potrafi zaskoczyć bardzo pozytywnie!


Rano jeszcze przekąpka...


...i suniemy dalej!

Jedziemy z Witnicy na prom w stronę Kłopotowa. Wszystko zdaje się być jak trzeba - drogowskazy na Lemierzyce, znaczek promu ze strzałką.. Miła droga wije się polami.. Tylko promu ni ma… tzn. stoi zacumowany po przeciwległej stronie, a tu zamknięty szlaban… Wszystko wokół wygląda na dłuższy już czas nieużywane…

Coś nie mamy szczęścia do tego promu… To nasze drugie podejście… 9 lat temu wracając z Woodstocku też próbowaliśmy tędy przekraczać Wartę.. Wtedy prom pływał - tylko skodusia okazała się zbyt niskopodłogowa aby pokonać zalaną drogę....







cdn


"Ściana Zachodnia" cz.28 - Jagów, Karsko (2020)

Zajeżdżamy do Jagowa. Naszym planem jest odwiedzić tu pałac i wieżę. Już sama brama wjazdowa na teren dobrze rokuje!


Pałac wygląda na opuszczony, ale jest pozamykany.




Można się wślizgnąć jedynie przez wąską szczelinę międzyd deskami. Toperz utknie na bank. Ja na 50% ;) Ale warto spróbować...


Najpierw więc wsadzam głowę i łapę z aparatem. Co to wisi? Resztki starej firany?? Czy wyjątkowo dorodna pajęczyna??



Z jednej strony budynek przylega do czynnego gospodarstwa rolnego - i jak widać bardzo ludnego miejsca. Co próbuje jakoś się przymierzyć do najeżonego gwoździami i drzazgami otworu - to ktoś się zaczyna kręcić. Albo włóczą sie dzieci, oczywiście bacznie się przyglądając wioskowej atrakcji pod postacią nieznajomych. Albo jedzie traktor - i akurat na naszej wysokości musi zacząć coś naprawiać przy kole. Albo wjeżdża taksówkarz aby zabrać gdzieś jakąś panią z trzema pudłami. No żesz to kurcze. Po kilku próbach nam się nieco odechciewa. Może po prostu mamy tam nie wchodzić? Kabak z mądrą miną stwierdza: “Widać dzisiaj mamy iść gdzie indziej, np. tam”. A tam jest wieża. To idziemy do wieży. Widać los tak chciał!

Wieża jest ogromna i cholernie zarośnięta. Czy wspominałam już, że lato nie jest zbyt szczęśliwym czasem na zwiedzanie takowych miejsc?







W wieży, na wysokości 1 piętra siedzą jakieś banie. Tajna bimbrownia czy jak? ;)



Przypałacowe zabudowania, obecnie wykorzystywane do celów rolniczych.


A naprzeciw pałacu stoi sobie taki kościół.


Droga z Jagowa do Chrapowa jest pełna maków!



A z Chrapowa do Żydowa wiją się malownicze bruki.


W Karsku na zakręcie zwraca uwagę kamienica z niemieckimi napisami.





Gdy podchodzę do budynku mam poczucie jakiegoś niesamowitego, ogarniającego mnie smutku. Tak, właśnie tu, na tym zakręcie… Odczucie towarzyszy mi cały czas, gdy robię zdjęcia i zaglądam w zamglone patyną okienka. Dzień jest słoneczny i ciepły. My też nie mamy żadnych powodów do wpadania w zły nastrój (no może oprócz tego, że mieliśmy teraz być w Estonii ;) ) O co więc chodzi z tym miejscem? Czy może jest coś w jego historii, co mogłoby tłumaczyć moje niczym nieumotywowane, irracjonalne odczucia?

Piętro kamienicy jest zamieszkane, sklepik na dole opustoszał już chyba sporo lat temu. Zaczynają go porastać całkiem spore drzewka, a kraty oblepiła rdza…


Obiekt jest na sprzedaż. Wpadł mi do głowy pomysł, żeby zadzwonić pod podany numer, ale pytając o historię budynku usłyszałam jedynie pipipi, a przy kolejnych próbach nikt już nie odbierał połączenia…

Próbowałam też podpytać miejscowych. Jedna pani zbyła mnie ofuknięciem, że nie trzymam dystansu i zaczęła histerycznie machać rękoma. Inny pan wzruszył ramionami: “Kamienica jak kamienica. Co ja moge o niej powiedzieć?? Hmmm... Ja tu często sikam na rogu jak wracam od Bolka wieczorem. Zawsze w tym samym miejscu, od 30 lat. Jest już nawet zaciek na tynku. Mogę pani pokazać gdzie dokładnie!”

Czwartej próby więc nie podejmuję ;) Jedziemy sobie zwiedzać dalej!

Kawałek dalej, przy bocznej drodze, stoi sobie pałac. Opuszczony, zarośnięty, ale jednak o atmosferze totalnie nijakiej. Może przez porównanie z dziwną kamienicą na rogu? ;)




Ma bardzo dziwne okienka - jakoś jakby krzywo osadzone, mocno kopnięte kółka. Jak na nie dłużej się patrzy - to sie zaczyna z lekka kręcić w głowie...


W tym roku to maki rosną nawet na gruzowiskach i śmietnikach!



A jeszcze kawałeczek dalej, tam gdzie brukowana droga tworzy minirondo, stoją ruiny. Był to niegdyś zamek myśliwski, a przed wojną budynek był wykorzystywany jako gorzelnia. Za czasów PGRu zrobiono tu magazyn.





Wnętrza podpierają solidne, żelazne kolumny. Widać, że jest to popularne miejsce imprezowe - sporo śladów po ogniskach czy tajna skrytka z flaszką i fajkami.





Tu znów trzęsiemy się brukami! :) Już zapomniałam gdzie to było dokładnie. Bo mogło być wszędzie. Nieodłączny element lubuskich tras.


A tu spełniamy marzenie kabaka - zrobić siku pod wielkim wiatrakiem.




cdn