bubabar

czwartek, 17 maja 2018

Bez, sklepy i biwaki czyli leniwie przez kaczawskie okolice








Pierwszy biwak wypada nam nad brzegami zbiornika Słup, utworzonego na rzece o malowniczej nazwie Nysa Szalona.




W oddali majaczy tama.


Drogi prowadzące nad jezioro sa takie jak lubie najbardziej - wyboiste, dziurawe i zarośniete!



No i płytowki oczywiscie tez są!


Potem nawet raz udaje sie nam zakopac w glinie i piachu ;)



Na niektorych z tutejszych drog chyba testowali farby - lub znakarze uczyli sie malowac pasy wszelakie ;)


Napotykamy tez samotny krzyz o nieznanym nam pochodzeniu, czy to grob czy kapliczka?


Po drodze mijamy kamieniolomy, sądząc po tabliczkach czesciowo czynne.


Osiedlamy sie w lasku, oddając sie klasycznemu, błogiemu lenistwu ciepłego letniego popoludnia - ognisko, hamak, pulpa uwarzona na marusi… A wokol japy drze ptactwo - jak w ptaszarni! Od kilku lat mam wrazenie, ze osiedliły sie u nas jakies inne, nieznane wczesniej gatunki.






Zachod slonca poczatkowo wyglada normalnie, jak zawsze, ot zwykly wieczor nad jeziorem..







Im jednak slonce zbliza sie do tafli wody tym bardziej wszystko nabiera nieziemskiego klimatu. Okrągła sloneczna tarcza czerwienieje, a jej odbicie robi sie dziwnie prostokątne, jak namalowane od linijki… W połaczeniu z wiatrakami i łabędziem jak doklejonym w fotoszopie wyglada to co nieco dziwacznie.



Sporo kolejnego dnia schodzi nam na zbieraniu kwiatow dzikiego bzu. Na soki i nalewki!! Bzy lubią podobne tereny jak buby. Np. pobocza mało uczęszczanej, wyboistej drogi. Miednica szybko sie zapelnia aromatycznym dywanem białych kwiatow.





W Uniejowicach szukamy sklepu. Trafiamy pod jeden, niezwykle uroczy, ale sprawiający wrazenie opuszczonego i nieuzywanego od lat. Pusto, okna zatkane pustakami…


Juz nam żal, zesmy nie zdązyli, ze znow jakis kawałek klimatycznych dawnych czasow odszedł bezpowrotnie w przeszłosc. Żwirowa droga, w tle zabudowania dawnego młyna, ławeczki w otoczeniu starych bzów trzęsących sie od śpiewu ptactwa.. Ech… znalezc kiedys taki sklep tylko otwarty… Obchodzimy budynek dookoła… I… marzenia sie czasem spelniaja! Natychmiastowo! Sklep dziala i ma sie dobrze! Poczyniamy wiec odpowiednie zakupy i rozsiadamy sie w cieniu wysokich krzakow.




Chwile pozniej przybywaja spragnieni miejscowi. Trzech z nich wygladem przypomina bieszczadzkich zakapiorow z dawnych fotografii. Jeden mieszka w lesie, gdzies przy trasie na zamek Grodziec. Często tez tam pracuje, najmujac sie do dorywczych prac. Zamek jest jego wielką fascynacją od prawie 50 lat. Biegał tam jako dzieciak, pomagał przy remontach, pełnil funkcje stroza. Najbardziej lubi turnieje rycerskie i inne festyny. Twierdzi, ze nie oddal by swojego lesnego koczowiska za zaden dom w miescie. Zwlaszcza latem. Bo zimą czasem pizga w stare kosci. Koledzy kiwają głowami. “ O tak… to juz nie to zdrowie co dawniej.. Czlowiek juz tyle nie wypije co kiedys” i oprozniają duszkiem 4 butelke tatry mocnej.. ;)

Wszystkiemu przygląda sie i świdruje błekitem kot - owca :)


Zasklepowe klimaty dawnych przymłynowych zabudowan..




Kolejny biwak zapodajemy wsrod wiat w okolicach Bogaczowa.





Wieczorem nie jestesmy sami. W wiatce obok spotyka sie młodziez z Jawora. Chyba z 6 sztuk. Chyba maturzysci. W chmurze konopnych mgieł powtarzają lektury. Zwlaszcza “Pan Tadeusz” jest dzis na tapecie. Sa tez drobne nieszczescia np. notatki przypadkiem spłoneły w ognisku. Okolo 21 nagle znikają. Nie zanotowalismy kiedy odeszli od ogniska, kiedy zniknely ich auta. Rozpłyneli sie w powietrzu jak duchy. Na stole pozostały niedopalone skręty, na wpół wypite piwo, nadpalone zapisane maczkiem arkusze. Nie wrocili juz wiecej ni tego dnia ni kolejnego…

Łazienka biwakowa! :)


I na koniec jeszcze kudłate drzewa w okolicach Pielgrzymki.

środa, 16 maja 2018

Przez Polske śladem festynów cz.3 - Stare traktory w Lubecku



Poprzednie relacje w podobnych klimatach:

- Przez Polske śladami festynów cz.1 - relacja
- Przez Polske śladami festynów... cz.2 - relacja




W jeden z majowych łikendow zanosi nas do Lubecka koło Lublińca. Mamy okazje trafic tu na ciekawy festyn tematyczny. Tym razem bohaterem dnia byly traktory. Stare, zabytkowe, odnowione i zaopiekowane przez pasjonatów. Byly tez ciągniki domowej roboty, sklecone gdzies w stodołach, na podwoziach z bele - czego, o wyłupiastych oczach reflektorow i nieraz mocno wydziwiastych ksztaltach. Obecnie coraz rzadziej, ale jeszcze gdzieniegdzie na zapadłych wioskach mozna takowe spotkac w trakcie prawdziwych prac polowych. Tu maszyny były zwykle wylakierowane i wypolerowane, raczej o funkcjach pokazowych i kolekcjonerskich niz uzytkowych. Ale zapewne wiele z nich mogloby opowiedziec rozne fajne historie sprzed lat...











Jednym z glownych punktow festynu była “orka zabytkowymi traktorami” czyli owe eksponaty musialy pokazac, ze jednak jezdzą i nadal calkiem dobrze sobie radzą w polu. Zapach smaru i paliwa przesycał powietrze a z kominków buchały malownicze czarne dymy! Z oranego pola pogoniono widzów za barierki, ale mi jakos sie udało wmieszac pomiedzy pojazdy i zawodowych fotografow z lokalnej prasy i poprzygladac sie wszystkiemu z bliska!










Mierzono głebokosc wycietej bruzdy i chyba oceniano styl jazdy.


Kobiety na traktory!


Znaczki na maskach roznistych maszyn




Stoiska np. z koszulkami tez byly tematyczne!


Z ogolnofestynowych atrakcji byly trampoliny. Niby ani ja, ani kabak nie łapałysmy sie w zakres dopuszczalnej masy (tzn. średnią miałysmy ok ;) ) - ale jak ludzie fajni to zawsze mozna sie dogadac. Wiec miałysmy okazje poszybowac pod niebem! :) Nigdy bym nie przypuszczala, ze takie skoki sa az tak męczące! Po 5 minutach zabawy miałam dosyc, jęzor do pasa i zadyszka gigant ;)


Plakat ze “spisem tresci” znaleziony gdzies na słupie.