bubabar

środa, 28 września 2016

Czas nie goni nas cz.4 - Rumunia, wulkany błotne

Na wulkany jedziemy z Bercy przez Policiori. Po drodze mijamy jakas osade cyganska, gdzie kazde auto opada chmara dzieciakow wyciagajac łapy po kase i podarki. Chyba musi tu przejezdzac sporo turystow i musza byc hojni dla Cyganiatek. Dorosli siedza pod domami (faceci) albo wieszaja pranie, czyszcza wiadra, karmia kury (baby).
Juz z daleka widac reklame obiektu.
Wulkany blotne wystepuja w roznych czesciach swiata. Sa to miejsca gdzie z duzej glebokosci wydobywa sie na powierzchnie gaz i zabiera ze soba ziemie, bloto, wode. Dlatego tez wszedzie prosza i przestrzegaja aby przy kraterach nie palic ognia bo moze byc bum. Wczesniej bylismy przy takich na Krymie, na polwyspie kerczenskim, kolo Bondarenkowa (tu stare zdjecia stamtad, link dziala po skopiowaniu- https://goo.gl/photos/A6oT84NBMiz4MzD76 Inne wulkany wystepuja tez w Azerbejdzanie, Iranie, USA czy Indonezji. Nocujemy na kempingu “La Hangar”. Miejsce jest rewelacyjne i ma w sobie zdecydowanie cos z klimatu studenckich baz namiotowych (z ta roznica ze tu sie nie zabrania spozywania alkoholu tylko go sprzedaje :D )
Na terenie jest sklepik w ktorym nigdy nie brakuje zimnego piwa. Sa wiaty z piecykami czy grilowiskami. Jest kibelek kucany. Namioty mozna stawiac gdziekolwiek. Obsluga bardzo mila.
Oprocz nas nocuje tu rumunska para. Potem wychodzi na jaw ze to matka z synem, z szoku nie mozemy wyjsc dlugo. Widac ze chlopak jest ciut mlodszy, moze 5 lat? No gora 10! Przyjezdzaja tu co roku na dwa tygodnie. Rozwiesili hamak, rozpostarli daszek, postawili stolik z krzeslami i sobie siedza. Maja pilke, rakietki i latajacy dysk. Robia wrazenie bardzo szczesliwych. Przyjezdzaja tez Niemcy terenowa ciezarowka ktora przerobili na domek. Auto chyba wygodne do mieszkania i dzielne w terenie- ale chyba ma jedna wade- cholernie rzuca sie w oczy. Ale i tak mi sie podoba! Ciekawe tez czy na granicach stoja na pasie z tirami?
Zagladaja tez na chwile Polacy ktorzy probuja robic awanture ze dojscie/dojazd na wulkany nie jest odpowiednio oznaczony. Wogole sprawiaja wrazenie ze sa na wakacjach za kare. Wulkany sa malo atrakcyjne, dzieciom jest za goraco, baby sa oburzone kiblem bez siedzacej porcelany, faceci marudza ze bedac kierowcami nie moga sie napic zimnego piwa. Na nocleg na szczescie nie zostaja, jada marudzic gdzie indziej. Stawiamy namiot gdzies kolo snopkow i owocowych drzewek.
Na terenie kempingu podczas naszego pobytu sa sianokosy!
Kolejnego dnia nigdzie nie jedziemy tylko lazimy po wulkanach. Najpierw zapodajemy na te polozone nad polem namiotowym.
Wulkany robia bul bul, zapodajac nieco zapachem topionego asfaltu. Bąbelki sa roznej wielkosci i ksztaltu. Wbrew pozorom wydobywajace sie na powierzchnie bloto wcale nie jest jednobarwne, w niektorych kraterach tworzy rozniste mazaje roznych barw.
Widac ze sa okresy w roku gdy plynacego blota jest wiecej- susza nie oszczedzila i wulkanow. Łazimy tu sobie chyba z godzine, gapimy sie w kratery i bulgoczace kaluze, nacieramy blotem i wygrzewamy do slonca.
Kabak z ochota wlazi nozkami w plynaca rzeke mazi. Pelzajac wykazuje ogromna chec wpadniecia do krateru- ciagnie ją tam jak magnes.
Plynace blotko tworzy meandrujace rzeczki, wąwozy
oraz ciekawe desenie
Mamy szczescie byc prawie sami wsrod bulgajacych stozkow i iscie ksiezycowego krajobrazu. Ale chyba nie zawsze tu jest tak dobrze... Do kolejnych wulkanow idziemy asfaltowa droga nagrzana sloncem jak patelnia. Nie ma ani jednego drzewka ktore mogloby dac schronienie w odrobinie cienia.
Drugie wulkany sa bardziej zagospodarowane, jest przy nich knajpa i hotel. Spotykamy tam Polakow z Bialegostoku ktorzy jezdza kamperem i wjezdzaja nim w rozne ciekawe miejsca. Opowiadaja np. o noclegu sprzed roku gdzie pol nocy wokol auta chodzil niedzwiedz i szabrowal dzikie wysypiska smieci po biwakujacych. Byly to tereny na poludniowy wschod od Braszowa, niedaleko drogi 1A, miedzy jeziorem Tarlung a wioska Cheia. Jak kiedys sobie kupimy busa to tez pojedziemy tam spac :) Poza tym polecamy sobie nawzajem rozne ciekawe miejsca w rejonie i nie tylko. Tu teren wulkanonosny jest mniejszy ale stozki sa tu wyzsze i ciekawsze formy ziemne plujace blotnista mazia.
Jeden ze stozkow wyglada jak pochylajaca sie postac.
Jest ponoc jeszcze jedno zgrupowanie wulkanow w rejonie, najmniejsze, ale go juz nie znalezlismy. Wieczorem przychodzi do nas wlasciciel pola i wyraznie chce nam cos sprzedac. Chyba chodzi mu o ser. Pytamy wiec jaki? Gosc przyklada palce do glowy imitujac rogi i robi muuuuuu. Czyli ze nie kozi lub owczy, ale czy bialy czy zolty, czy twarog czy twardy wedzony to sie nie dowiemy, dobra bierzemy jaki jest! Mam nadzieje ze nie kupilismy wlasnie krowy :) Rano okazuje sie ze rzeczywiscie chodzilo o ser, bialy, twardy, lekko podwedzany. Cos pysznego! Pol zjadamy od razu. Zal nam ze nie zamowilismy wiecej tego specjalu! cdn

2 komentarze:

  1. Kuuuurdę, chcę takie życie jak Wy.. Może już niedługo zmajstruję się w tym kierunku, ale z rowerem. I muzyką... Ale na razie lecę się pakować do Rumunii, gdzie jadę jutro. Zachęciliście mnie ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zycze udanej wycieczki! :) My niestety nie mamy takiego zycia na codzien - raz udalo nam sie wyrwac na takie prawie 3 miesieczne wojaze, ale tylko dzieki urlopom na kabaka!

      Usuń